– Warto było dla tych dzieci, które tu były i odeszły, zbudować ten obiekt – twierdzi ks. kanonik Grzegorz Miloch, dyrektor Hospicjum św. Wawrzyńca w Gdyni. – Znalazły w nim swój dom, czasem jedyny.
Whospicjum stacjonarnym „Bursztynowa przystań” znajdują pomoc i opiekę. – Lekarstwem numer 1, jakie stosujemy, jest przede wszystkim miłość – zapewnia lek. med. Józef Bartnicki, specjalista otolaryngologii i medycyny paliatywnej.
– Najpierw po trzykroć miłość, a potem dopiero coraz to większe osiągnięcia medycyny paliatywnej. Znosimy ból, ułatwiamy oddychanie, poprawiamy pracę układu krążenia. Jednak najważniejsze jest to, że dajemy im radość, poczucie bezpieczeństwa. Cały czas jesteśmy przy nich, pielęgnujemy je, rozmawiamy, uśmiechamy się do nich, bawimy. One tego oczekują i my możemy im to dać. Dzielić się miłością z nimi. Dopiero tutaj widzę jako lekarz prawdziwą medycynę, gdzie można połączyć fachowość, osobowość i duchowość. To wszystko tak powinno wyglądać w przychodni czy na oddziale szpitalnym, ale dla pacjenta mamy za mało czasu. Tutaj każde dziecko możemy dowartościować, dopieścić. Trafiają tu dzieci chore, często pozostawione przez matki. Dla nich jesteśmy jedyną rodziną, zastępując im mamę i tatę. Mali pacjenci hospicjum najczęściej obciążeni są wadami wrodzonymi, genetycznymi. U stosunkowo niewielu zdiagnozowano nowotwory, za to niestety złośliwe. Są też dzieci z powikłaniami poporodowymi.
Prawdziwa mama
– Nikodem nie widzi. Nie wiemy, czy dobrze słyszy; ma bardzo ograniczony kontakt z otoczeniem – opowiada Anna Rytelewska, pedagog. – Ale odczuwa dotyk. Głaskanie i przytulanie sprawia mu radość, uśmiecha się. 19-letni Dominik obchodził swoje urodziny. W hospicjum jest od wielu miesięcy. – Tu odzyskał energię. Ma ciągły kontakt z ludźmi. Odwiedzają go rówieśnicy ze szkoły, do której chodził. Rodzice z siostrami są tu prawie codziennie – dodaje pedagog. – Dominik uwielbia atrakcje. Uczy się na miejscu, regularnie odwiedza go nauczycielka. Trafił do nas ze względu na leczenie przewlekłej odleżyny. Z tego powodu nie był w stanie uczęszczać dalej do szkoły. Musi leżeć w łóżku. Wszystko idzie ku dobremu, więc prawdopodobnie wróci do domu i swoich szkolnych rówieśników. 9-miesięczna Ania została pozostawiona w szpitalu przez swoją mamę. Ze względu na poważny stan zdrowia trafiła do hospicjum. Przepisy prawne wymagały wyznaczenia dla niej opiekuna prawnego. – Na prośbę ks. Grzegorza Milocha z radością przyjęłam propozycję. Ania została ochrzczona. Zdecydowałam się na adopcję i już w grudniu będę jej mamą.
Sala zmysłów
„Bursztynowa przystań” powstała z myślą o tym, aby ulżyć dzieciom w ich cierpieniu, zapewnić im i ich rodzinom poczucie bezpieczeństwa w warunkach przypominających domowe. – Mamy tutaj hostel z pokojami z łazienkami i kuchnią mówi Anna Rytelewska. – Rodzice i rodzeństwo dzieci przebywających w hospicjum mogą nieodpłatnie mieszkać z nami. Pokoje wykorzystywane są szczególnie w weekendy, gdy rodzice odwiedzają chore dzieci, przyjeżdżając z różnych miejscowości. Do dyspozycji dzieci jest basen, sale zabaw, kino, biblioteka, a także mały ogródek zoologiczny z kucykiem i kozami. Ciekawym pomieszczeniem jest sala zmysłów, czyli sala doświadczania świata. – Służy szeroko pojętej terapii. Mamy możliwość włączenia muzyki, obrazu, pokazywania dzieciom zmieniających się kolorów, stworzenia wrażenia przebywania w kosmosie. Możemy też puszczać bańki mydlane i rozprzestrzeniać zapachy olejków eterycznych – dodaje pedagog. – Działamy na różne zmysły dziecka, diagnozując w ten sposób wady np. wzroku, słuchu, powonienia. Zaniepokojone dziecko można wyciszyć, ukoić, zrelaksować.
Nieoceniona pomoc
Pierwsze na Pomorzu stacjonarne hospicjum dla dzieci w grudniu obchodzić będzie 1. rocznicę powstania. Małych pacjentów przyjęło już w styczniu tego roku. Dysponuje 25 miejscami. – Dotąd zamieszkało w nim kilkanaścioro dzieci. Część z nich odeszła – mówi lekarz. – Nie chcę się posiłkować liczbami, bo to smutna statystyka. Hospicjum św. Wawrzyńca w Gdyni-Oksywiu działa od 1987 r. i wciąż się rozwija. – W jego skład wchodzą cztery części: dwa stacjonarne dla dzieci i dorosłych oraz dwa domowe, również dla dzieci i dorosłych – informuje ks. Grzegorz Miloch. – Jeśli pieniądze pozwolą, pomyślimy o opiece nad chorymi w ramach dziennego pobytu. Ciągle doposażamy placówkę, na bieżąco musimy ją utrzymać. Stąd sami podejmujemy wiele akcji w celu zebrania dodatkowych środków. Najbliższą będzie kiermasz świąteczny przy kościele NMP Królowej Polski w Gdyni. Nieoceniona jest też pomoc darczyńców i instytucji samorządowych.