Czesław Kiszczak, powołując się na zły stan zdrowia, unika sprawiedliwości. Podobną metodę stosował również jego dawny przełożony, Wojciech Jaruzelski.
We wtorek Czesław Kiszczak w asyście policji przyjechał do Gdańska na przymusowe badania lekarskie. W ciągu trzech dni lekarze mają zdecydować, czy może brać udział w procesie odwoławczym (Kiszczak został skazany nieprawomocnie na 2 lata w zawieszeniu) ws. udziału w grupie przestępczej przygotowującej stan wojenny. Czesław Kiszczak zostanie zbadany, bo rok temu sąd zawiesił rozpatrzenie jego apelacji właśnie z uwagi na stan zdrowia.
Były szef komunistycznej bezpieki twierdził, że jego kondycja zdrowotna nie pozwala mu samodzielnie pójść do lekarza. Starczyło mu jednak sił, by uczestniczyć w pogrzebie Wojciecha Jaruzelskiego, pracować w ogrodzie, bawić się z psem czy dźwigać ciężkie siatki z zakupami - o czym donosiła prasa.
Kiszczak stosuje te same metody unikania sprawiedliwości, co jego dawny przełożony, Wojciech Jaruzelski. Pamiętam, że w przypadku tego drugiego proces ws. stanu wojennego został zawieszony także ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego. Jednocześnie przypominam sobie, jak Jaruzelski tryskający energią i dobrym samopoczuciem hucznie obchodził swoje 90. urodziny, brylował na salonach, był zapraszany do Pałacu Prezydenckiego przez Bronisława Komorowskiego albo uczestniczył w jednym z Kongresów Lewicy.
W obronie generała Kiszczaka stanął Jacek Żakowski. Publicysta "Polityki" stwierdził, że: "maltretowanie 80-letniego starca, nawet jeśli kiedyś zrobił coś bardzo złego, nie świadczy dobrze o społeczeństwie". Również na forach internetowych można przeczytać komentarze oburzonych ludzi: "Kiszczak to schorowany człowiek, swoje się nacierpiał" albo: "zostawmy generała w spokoju na stare lata".
Jestem ciekaw, czy gen. Kiszczak przeżywa podobne rozterki moralne, co J. Żakowski i część opinii publicznej, myśląc o żołnierzach wyklętych mordowanych przez Informację Wojskową, w szeregach której służył. Czy współczuje rodzinom zamordowanych górników z kopalni "Wujek" albo bliskim Antoniego Browarczyka, Grzegorza Przemyka i innych ofiar stanu wojennego? "Winni ponieśli karę. Każdego dnia, ile osób ginie w wypadkach samochodowych. Też giną ludzie. Śmierć jest śmierć" - te i inne wypowiedzi szefa komunistycznej bezpieki, który do dziś broni stanu wojennego z wszystkimi jego zbrodniami, rozwiewają wszelkie wątpliwości.
Odpowiadając J. Żakowskiemu - pierwszy proces C. Kiszczaka rozpoczął się w 1994 roku. Wówczas generał miał 69 lat i będąc jeszcze w pełni sił, został uniewinniony. Gdyby już wtedy sąd skazał człowieka odpowiedzialnego za komunistyczne zbrodnie, dzisiaj nikt nie musiałby wysyłać go na przymusowe badania. To nie postawy polskiego społeczeństwa należy się więc wstydzić, ale raczej decyzji wymiaru sprawiedliwości sprzed lat.
Czesława Kiszczaka z pewnością oceni historia. Zanim jednak to się stanie, bez względu na wiek i zdrowie, generał powinien zostać osądzony i prawomocnie skazany. Nie z zemsty, ale w imię zadośćuczynienia ofiarom, sprawiedliwości, zaufania do państwa i prawa.