O katastrofie cementowca "Cemfjord" z Ryszardem Leszczyńskim, starszym oficerem mechanikiem okrętowym, honorowym kapitanem żeglugi wielkiej, marynistą i autorem 7 książek poświęconych katastrofom morskim, rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: Tydzień temu u wybrzeży Szkocji zatonął cypryjski cementowiec "Cemfjord" z siedmioma Polakami na pokładzie. Wciąż nie znamy przyczyn tej tragedii...
Ryszard Leszczyński: W przypadku tego dramatu pojawia się cała masa niejasności i pytań. Obecny stan wiedzy pozwala na snucie rozmaitych teorii i stawianie hipotez. Zbyt mało jednak wiemy, by cokolwiek powiedzieć na pewno.
Czy mogło dojść do tragedii ze względu na fatalne warunki atmosferyczne, które miały miejsce 3 stycznia u wybrzeży Szkocji?
Gdyby statki tonęły tylko dlatego, że jest sztorm, to historia żeglugi najprawdopodobniej skończyłaby się kilka tysięcy lat temu. Statki są budowane tak, aby przetrzymać nawet ekstremalne warunki atmosferyczne. Pogoda mogła mieć wpływ na katastrofę, ale zapewne była to tylko składowa gromadzących się nad statkiem zagrożeń.
Może więc doszło do awarii statku?
Mogło dojść do awarii silnika głównego, zaniku zasilania energii elektrycznej albo częściowej, nieokreślonej bliżej destrukcji poszycia kadłuba. Trudno to określić.
Część ekspertów wskazuje, że przesmyk Pentland Firth między Orkadami to miejsce szczególnie niebezpieczne...
Pentlandem przepływają w trudnych warunkach pogodowych dziesiątki, jeśli nie setki statków dziennie i nic się im nie dzieje. Dostają się na drugą stronę cieśniny szczęśliwie.
Statek przewoził cement, który mógł się upłynnić i spowodować katastrofę...
Mówi się, że po załadunku cementu należy pozostawać w porcie 24 godziny, aby doszło do tzw. sedymentacji grawitacyjnej. Cement powinien się "uleżeć". Pamiętajmy jednak, że z Aalborga do cieśniny Pentland statek "Cemfjord" miał do pokonania około 1200 mil drogi, co zajęło mu co najmniej 3-4 dni. Dlatego, moim zdaniem, argument o upłynnieniu cementu jako czynniku, który zadecydował o katastrofie, wydaje się trudny do przyjęcia. Chociaż z drugiej strony w historii żeglugi zdarzały się sytuacje, w których upłynnienie ładunku masowego prowadziło do katastrofy.
Marynarze popełnili błędy?
Obarczanie winą marynarzy w moim odczuciu jest nie na miejscu. Ci ludzie nie są w stanie się bronić i przedstawić swoich racji opinii publicznej. Błędów bądź uchybień oczywiście wykluczyć nie można, ale nie wiemy nic na pewno.
Co w takim razie zadecydowało o tragedii?
Generalnie na morzu spotykamy trzy rodzaje zagrożeń: fatalne warunki pogodowe, niewłaściwy stan techniczny statku lub braki jego wyposażenia oraz błędy ludzkie. Jeśli każde z tych zagrożeń występuje osobno, statek dopłynie do portu przeznaczenia. Jeżeli wystąpią dwa z trzech czynników, możemy już mówić o niebezpieczeństwie. W momencie zaistnienia wszystkich tych trzech zagrożeń jednocześnie prawdopodobieństwo, że dojdzie do tragedii, staje się bardzo wysokie. W moim przekonaniu o tragedii cementowca zadecydowało wystąpienie owych trzech składowych naraz.