Marcin, chyba się pali!

Życie po ogniu. – Ludzie podziwiają nas, że jakoś się z tym wszystkim ogarnęliśmy. Ale ja nie wiem, czy tak jest. Trzeba żyć. Mamy troje dzieci. Nie możemy się załamać – mówi Sylwia Pohnke ze Stanisławowa, której rodzinę pożar pozbawił dachu nad głową.

Ks. Rafał Starkowicz

|

Gość Gdański 03/2015

dodane 15.01.2015 00:00
0

Był mroźny ranek. Zbliżał się sylwester. Marcin, mąż Sylwii, właśnie przygotowywał się do wyjścia do pracy. – Obudziłam go wcześniej niż zwykle. Na dworze było –15 stopni C. Chciałam, żeby poszedł zobaczyć, czy auto odpali. Samochód ostatnio trochę nawalał – opowiada Sylwia. Jej przeczucie spełniło się. Silnik milczał. Wyszła przed dom. – Z komina szedł dziwny dym, jakiś ciężki. Po chwili mówię: Marcin, chyba się pali – relacjonuje. Mąż Sylwii poszedł sprawdzić, co dzieje się z drugiej strony domu. Drzwi na klatkę już nie otworzył. Zobaczył ogromne płomienie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy