Marek Michalak nie odpowiada na listy, na które odpowiedzieć powinien. Dwukrotnie próbowałem poznać stanowisko Rzecznika Praw Dziecka w sprawie wolnego dostępu do pigułki "dzień po" dla osób niepełnoletnich. Niestety bezskutecznie.
Antoni Szymański z Gdańska i Paweł Wosicki z Poznania, działacze pro-life oraz członkowie Zespołu do Spraw Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski 28 stycznia wystosowali list otwarty do Rzecznika Praw Dziecka z prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie wolnego dostępu do pigułki "dzień po" dla osób niepełnoletnich (środek ma być dostępny bez recepty od ukończenia 15 roku życia).
Zdaniem Szymańskiego i Wosickiego umożliwienie dzieciom korzystania z tabletki "ellaOne", która jest szczególnie szkodliwa dla zdrowia małoletnich, stanowi pogwałcenie konstytucyjnych oraz ustawowych zasad.
Działacze pro-life mają rację. Bezpieczeństwo stosowania i skuteczność pigułki "dzień po", czyli środka o działaniu embriotoksycznym, wczesnoporonnym, sam producent określa wyłącznie dla kobiet w wieku 18 lat i powyżej.
Przyznaje ponad to, że nie zbadano działania "ellaOne" po podaniu wielokrotnym w tym samym cyklu miesiączkowym. Jakie mogą być tego konsekwencje? Istnieje realne ryzyko, że część nastolatek potraktuje zażywanie pigułki "dzień po" jako kolejną formę antykoncepcji i będzie przyjmować ją po każdym stosunku. A to zdaniem ekspertów może w przyszłości doprowadzić do trwałych zaburzeń płodności, a nawet bezpłodności.
Co więcej, według Naczelnej Rady Aptekarskiej pigułki "dzień po" powinny być sprzedawane wyłącznie na receptę, której wydanie będzie poprzedzone badaniem lekarskim, wykluczeniem przeciwwskazań oraz poinformowaniem kobiety o możliwych powikłaniach. Brak takiego badania może doprowadzić do poważnego uszczerbku na zdrowiu osób przyjmujących tabletkę "ellaOne", w tym szczególnie małoletnich dziewcząt.
Trzeba więc jasno stwierdzić, że umożliwienie osobom poniżej 18 roku życia korzystania z preparatu "ellaOne" nie znajduje żadnego potwierdzenia w obowiązujących w Polsce przepisach prawa. Art. 68 Konstytucji RP mówi: "Władze publiczne są zobowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom". Także w tekście Konwencji o prawach dziecka w art. 24 wskazuje się, iż "państwa-strony uznają prawo dziecka do jak najwyższego poziomu zdrowia".
Z kolei ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka stwierdza wyraźnie (art. 3): "Rzecznik działa na rzecz ochrony praw dziecka, w szczególności: prawa do życia i ochrony zdrowia".
Te wszystkie wątpliwości zostały zawarte w liście otwartym do Rzecznika Praw Dziecka. Jak zareagował Marek Michalak? Wcale. Chociaż od wysłania oficjalnego listu minęły już 23 dni, żadna odpowiedź nie nadeszła. Ok. 2 tygodni temu A. Szymański i P. Wosicki wystosowali kolejne pismo z prośbą o komentarz Rzecznika. Znowu brak reakcji.
Ze względu na wagę problemu dwukrotnie (11 i 13 lutego) kontaktowałem się z biurem prasowym Rzecznika z pytaniem dlaczego M. Michalak nie zajmuje stanowiska w tej sprawie. Prosiłem również o przesłanie takowego na mój adres e-mail. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, choć wiem, że wysłany przeze mnie mail został przeczytany. Dziwna to praktyka biura prasowego, które przez 9 dni nie reaguje w jakikolwiek sposób na zapytania dziennikarza. A przecież wystarczyłaby krótka wiadomość typu: "Rzecznik zajmuje się tą sprawą" albo "Rzecznik odpowie w ciągu najbliższych dni". A tu nic, cisza.
Pismo działaczy pro-life wskazuje konkretne przykłady szkodliwego wpływu pigułki "ellaOne" na zdrowie osób niepełnoletnich. Jeśli więc Markowi Michalakowi leży na sercu dobro dzieci, powinien oficjalnie zabrać głos w tej sprawie i stanowczo zaprotestować wobec wolnego dostępu do preparatu od 15 roku życia.
Szanowny Panie Marku, czy w końcu doczekamy się odpowiedzi?