Defilada Żołnierzy Niezłomnych zgromadziła na gdańskiej Starówce tysiące ludzi. Mimo że na wydarzeniu obecne były ekipy wszystkich wiodących stacji telewizyjnych, tylko w niektórych z nich pojawiły się zdawkowe relacje z imprezy. Inne nie zauważyły jej w ogóle.
Nie odważę się, by ocenić nawet szacunkowo, ilu mieszkańców Gdańska pojawiło się 1 marca na Długiej. Słuchałem jednak tego, co mówili inni. Według zaprawionych w bojach weteranów opozycji solidarnościowej, którzy brali udział w licznych manifestacjach, było ich co najmniej pięć tysięcy. Według innych ocen, uczestników mogło być nawet dwa razy więcej.
Tymczasem ogólnopolska telewizja publiczna wolała pokazywać kilkudziesięcioosobowe grupki młodych ludzi, gromadzących się w różnych miejscowościach Polski, by na różne sposoby czcić narodowych bohaterów. Tego obrazu, tworzącego wrażenie raczej niszowego święta, nie zmieniły nawet dwa ujęcia z defilady, które znalazły się w głównym wydaniu wiadomości. Trudno mi wprost uwierzyć, że wiodące telewizje, relacjonujące z pasją różnego rodzaju wątpliwe moralnie inicjatywy, w których uczestniczy chociażby garstka przedstawicieli lewackich środowisk, nie dostrzegły w gdańskiej defiladzie niczego godnego uwagi.
Przez ulice miasta przedefilowały setki rekonstruktorów, którzy przybyli do Gdańska z całej Polski. Wśród nich była chociażby grupa z odległego Przemyśla. Ulicą Długą przeszli przedstawiciele wszystkich pokoleń. Szły dzieci, szła młodzież. Razem z kombatantami maszerowali kibice kilku, nierzadko niezbyt ze sobą zaprzyjaźnionych klubów piłkarskich. Rozlegające się hasło: ʺCześć i chwała Bohateromʺ tłum skandował zarówno na cześć partyzantów podziemia niepodległościowego, jak i żołnierzy walczących na Zachodzie.
Brak zainteresowania defiladą nie powinien jednak dziwić. Jednoznaczna ocena bohaterstwa żołnierzy niezłomnych pociąga bowiem za sobą konieczność przewartościowania tego, co przez lata próbowano wmówić Polakom w okresie PRL-u.
Uczciwa zaś interpretacja roli partyzantów podziemia walczącego z Armią Czerwoną i tymi, którzy na jej zlecenie ciemiężyli własny naród, może być tylko jedna. Walczyli o suwerenne państwo, któremu złożyli ślubowanie. Nie zgadzali się na sfałszowane wybory, które na dziesięciolecia odebrały krajowi wolność. Gloryfikowanie ich oprawców, próby przekonania Polaków, że ubowcy i milicjanci splamieni bratnią krwią rozumieli dziejową konieczność - to prawdziwa historyczna zbrodnia.
W kilka dni po narodowym święcie zaczynają się już odzywać głosy rodem z poprzedniej epoki, oskarżające wiernych Polsce żołnierzy o bandytyzm. Jałowe argumentacje obrońców Bieruta i tych, którzy z czasem przejęli jego schedę, przypominają przemowy wojskowych prokuratorów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Ich aktywność pokazuje jednak, że Niezłomni, mimo iż większość z nich zginęła w lasach lub kazamatach komunistycznych więzień, wciąż są niebezpieczni dla postpeerelowskich elit, doświadczających uprzywilejowania zarówno w wymiarze finansowym, jak i w kwestii realnych wpływów. Co więcej, ujawnia, że przedstawiciele tych środowisk mają świadomość, że niezależnie od wizerunkowych zmian, jakie towarzyszyły komunistycznym władzom w różnych okresach powojennej historii, wszystkie one pozbawione były moralnej legitymacji.
Mam jednak głębokie przekonanie, że od męczenników, którzy za wolną Polskę oddali swoje życie, płynie moc, która prowadzi do zwycięstwa prawdy w naszej ojczyźnie.
Przypomina mi się tu pewne wydarzenie z warszawskiego lotniska Okęcie, gdzie odbywałem wstępną odprawę przed wylotem na moją pierwszą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W wyjeździe uczestniczyło kilkudziesięciu księży z całej Polski. Zanim weszliśmy do terminalu, poinstruowano nas, by na pytanie: ʺCzy zna pan kogoś w Izraeluʺ odpowiadać przecząco. Miało to zapewnić spokojną odprawę. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałem, jak jeden z moich kolegów, wbrew zaleceniom, odpowiedział: ʺOczywiścieʺ. Reakcja pięknej dziewczyny ubranej w mundur Mossadu była natychmiastowa. ʺTak? Kogo?ʺ - zapytała. ʺPana Jezusaʺ - odpowiedział młody ksiądz z promiennym uśmiechem. ʺAch tak. Ale on przecież od dawna już nie żyjeʺ - powiedziała wyraźnie zadowolona. ʺNo cóż. Co do tego, to nasze zdania są podzieloneʺ - odpowiedział ksiądz.
Myślę, że choć w zupełnie inny sposób, to jednak Niezłomni żyją nadal. I dzisiaj także stanowią realną siłę w walce o kształt naszej ojczyzny.