Dotarła do nas smutna wiadomość - nie żyje Budzimira Wojtalewicz-Winke. Jej ojca Niemcy rozstrzelali w Stutthofie, a narzeczony zginął w powstaniu warszawskim. Mimo to całe swoje życie poświęciła polsko-niemieckiemu dialogowi. Była także kustoszem pamięci o Polakach z Wolnego Miasta Gdańska.
Budka albo Budzia - tak mówili o niej najbliżsi. Urodziła się w 1924 r. w Wolnym Mieście Gdańsku w rodzinie polskich patriotów. Jej ojciec Feliks Muzyk był głównym prokurentem w filii brytyjskiego banku, z zamiłowania dyrygentem, ale przede wszystkim znanym w mieście działaczem polonijnym. Należał m.in. do tajnego ruchu antynazistowskiego o nazwie Polski Związek Zachodni. Mama Bolesława przez lata śpiewała w słynnym polskim chórze "Lutnia".
Kiedy wybuchła wojna, miała 15 lat. Feliksa Muzyka Niemcy aresztowali już 1 września. Kilka miesięcy później został rozstrzelany w Stutthofie.
Razem z mamą i siostrami pani Budzimira została wysiedlona z Gdańska. Wstąpiła do Szarych Szeregów. Przyjęła pseudonim "Budka". Dlaczego taki? Bo tak mówił do niej narzeczony Tadeusz Milewski, jej pierwsza wielka miłość. Razem należeli do słynnego plutonu "Alek" kompanii "Rudy" batalionu "Zośka", w szeregach którego był także Krzysztof Kamil Baczyński.
Wzięła udział powstaniu warszawskim, w którym po raz kolejny doświadczyła osobistej tragedii - śmierci narzeczonego. Tadeusz zginął 5 sierpnia, dzień po swoich 24. urodzinach. Tego samego dnia, kilka godzin przed śmiercią, wziął udział w wyzwoleniu 348 Żydów z więzienia przy ul. Gęsiej, tzw. Gęsiówki.
Po wojnie wróciła do Gdańska. Wyszła za mąż za Edmunda Wojtalewicza (zmarł po ciężkiej chorobie w 1971 r.).
W latach 80. zaangażowała się w działalność solidarnościową. Pielęgnowała pamięć o Polakach z Wolnego Miasta. Jako była członkini Szarych Szeregów i Armii Krajowej była silnie inwigilowana i prześladowana przez bezpiekę.
W 1986 r. ponownie wyszła za mąż za Niemca Heberta Winke. Pani Budzimira stale kursowała między niemieckim Atzelgift, w którym zamieszkała z Herbertem, a Gdańskiem. - Były osoby, które odwróciły się ode mnie. Jeden mój dobry znajomy, dziennikarz, powiedział z wyrzutem: "Pochodzisz z patriotycznej rodziny, twój ojciec został zamordowany przez nazistów, a ty za Niemca wychodzisz?". Ja odpowiadałam: "Nie każdy Niemiec wspierał reżim hitlerowski. Byli też dobrzy Niemcy" - podkreślała.
Historia gdańszczanki zainspirowała Dietera Schenka, badacza zajmującego się zbrodniami nazistowskimi. Jego powieść zatytułowana "Jak pogoniłam Hitlera" stała się bestsellerem i lekturą obowiązkową w wielu szkołach. Od tego momentu pani Budzimira wraz z mężem zaangażowała się w dialog polsko-niemiecki. Organizowała debaty, wymiany studenckie, sama także spotykała się z młodzieżą
Pani Budzimira współpracowała także z niemiecką organizacją Frischer Wind, która w 2005 roku zaprosiła grupę 50 studentów z Gdańska na Światowe Dni Młodzieży w Kolonii. Młodzi Polacy razem ze swoimi niemieckimi rówieśnikami postawili wtedy w Atzelgift krzyż pojednania, który stoi w miejscowości do dziś.
Cztery lata temu wracała z mężem z Polski do domu. 3 minuty od Atzelgift ich samochód niespodziewanie skręcił i gwałtownie uderzył w drzewo. Herbert miał zawał. W ostatnim momencie, zamiast nacisnąć hamulec, wcisnął gaz. Zginął na miejscu. Pani Budzimira 4 miesiące przeleżała w śpiączce.
Po tym tragicznym wydarzeniu Budzimira Wojtalewicz-Winke przeniosła się na stałe do Gdańska. W miarę możliwości uczestniczyła w uroczystościach patriotycznych i spotkaniach popularyzujących historię.
Więcej o historii pani Budzimiry: