W Gdańsku rozpętała się wielka awantura, o której głośno jest już w całej Polsce. Poszło o śp. Tadeusza Mazowieckiego. A dokładniej - o nadanie jego imienia gdańskiej szkole. Radni PO, zamiast merytorycznej polemiki, wybrali personalny atak na radną, która sprzeciwiła się ich inicjatywie.
Na ostatniej sesji Rady Miasta Gdańska wybuchła awantura. Poszło o imię Tadeusza Mazowieckiego, które miało być nadane Zespołowi Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego nr 8 przy ul. Szyprów na gdańskiej Żabiance. Radni uchwałę przyjęli, ale nie obyło się bez kontrowersji...
Z inicjatywą nie zgodziła się radna PiS Anna Kołakowska. Była opozycjonistka, absolwentka historii KUL, a obecnie nauczycielka, podczas swojego wystąpienia przypomniała, że T. Mazowiecki w latach 50. ub. wieku był członkiem prokomunistycznego stowarzyszenia PAX, atakował więzionego biskupa Czesława Kaczmarka oraz żołnierzy niezłomnych, których nazwał sojusznikami Hitlera. Radna skrytykowała także T. Mazowieckiego za prowadzenie polityki "grubej kreski" po 1989 roku.
"Polityk zawsze będzie budził kontrowersje. Apeluję, żeby nie przyjmować Tadeusza Mazowieckiego jako patrona szkoły" - podsumowała Kołakowska.
Rzeczywiście, w 1952 roku T. Mazowiecki napisał wspólnie z Zygmuntem Przetakiewiczem, byłym działaczem przedwojennej "Falangi" i bliskim współpracownikiem Bolesława Piaseckiego, książkę "Wróg pozostał ten sam". Żołnierze wyklęci zostali w niej przedstawieni jako mordercy, a prowadzona przez nich działalność określona została mianem "bezsensownej" i "szkodliwej". Publikacja wpisywała się więc w komunistyczną kampanię propagandową, wymierzoną w polskie podziemie niepodległościowe i wszelką opozycję.
Również prawdą jest, że T. Mazowiecki popełnił artykuł ("Wrocławski Tygodnik Katolicki", nr 5, 27.09.1953 r. s. 3-4) oczerniający biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka (aresztowanego przez UB i torturowanego w areszcie śledczym MBP) i Kościół katolicki w Polsce.
Z kolei 27 września 1953 roku, czyli dwa dni po aresztowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego, Mazowiecki pisał: "Każdy, kto jest wiernym Kościoła, a zarazem uczciwym obywatelem ludowej ojczyzny rozumie, że religijna misja Kościoła trwająca przez wszystkie czasy może i powinna być pełniona w ustroju socjalistycznym".
Niestety, stonowane, kulturalne wystąpienie A. Kołakowskiej nie doczekało się merytorycznej polemiki. "Nie można milczeć, słuchając takich bzdur i kłamstw, które pani wypowiadała. Nie wiem, z jakich podręczników". "Chciałem to skomentować..., ale stwierdziłem, że nie warto". "Dyskutowanie z panią radną byłoby żenujące". "Nie będę komentował wypowiedzi radnej Kołakowskiej". "Boję się, że te same nieprawdziwe rzeczy opowiada dzieciom w szkole". "Polskie prawo edukacyjne jest nieskuteczne, bo taka osoba nie powinna mieć w ogóle kontaktu z dziećmi" - takie zdania padały z ust radnych PO i prezydenta Pawła Adamowicza.
Czy tak powinni zachowywać się przedstawiciele ugrupowania ze słowem "obywatelska" w nazwie? Zamiast deklarowanej przez PO otwartości na cudze poglądy, mamy do czynienia z personalnymi atakami i całkowitym brakiem chęci podjęcia jakiejkolwiek dyskusji.
Prawdą jest, że A. Kołakowska potraktowała życiorys T. Mazowieckiego wybiórczo, przedstawiając jedynie jego ciemne karty. Ale przecież miała prawo zgłosić swoje wątpliwości, tym bardziej, że znajdują one potwierdzenie w rzetelnych opracowaniach historycznych.
Tymczasem w odpowiedzi usłyszała wyłącznie zdania typu: "Tadeusz Mazowiecki był wielkim, mądrym, uczciwym człowiekiem i uznał to cały świat" albo "To jest wstyd, żeby podawać w wątpliwość postać premiera Mazowieckiego, wielkiego człowieka". A gdzie konkrety?
Historia nie jest mitologią opisującą żywoty herosów. Szczególnie dziejów Polski po 1945 r. nie da się opisać biało-czarną kredką. Propagowanie "jedynie słusznej" tzw. prawdy historycznej wyklucza swobodę intelektualnego sporu, wymiany argumentów, dyskusji, które stanowią fundament demokracji. Czas najwyższy, by przedstawiciele polskich elit - lokalnych czy na szczeblu krajowym - nauczyli się rozmawiać ze sobą o rzeczach ważnych.
Radni PO podczas sesji Rady Miasta mogli bronić swojego stanowiska, mówiąc o zasługach pierwszego premiera III Rzeczypospolitej, przypominając, że był on jednym z sygnatariuszy protestu przeciwko zmianie Konstytucji PRL wpisującej kierowniczą rolę PZPR i przyjaźń sojuszniczą ze Związkiem Sowieckim, eksponując jego rolę w 1980 r., gdy został przewodniczącym komisji doradców Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej, podkreślając, że w czasie stanu wojennego za swoją opozycyjną działalność internowany był w Strzebielinku, Jaworzu i Darłówku. Mogli też próbować bronić polityki premiera Mazowieckiego po 1989 roku.
Mogli, ale tego nie zrobili. Zamiast tego, wybrali niewybredny atak na radną, odmawiając jej prawa do wykonywania zawodu nauczycielki historii. Chyba nie na tym polega demokracja i wolność słowa, o którą - jak wskazują radni PO - walczył Tadeusz Mazowiecki...