W baraku aresztu śledczego czeka pluton egzekucyjny. Klawisze wprowadzają trzech skazanych. Jeden z nich, dowódca, mówi do towarzyszy: „Żegnajcie, bracia, już się więcej nie zobaczymy na tym świecie”. Chwilę później słychać rozkaz: „Po zdrajcach narodu polskiego – ognia!”. Partyzanci padają martwi na ziemię...
W taki sposób zakończyło się życie Stanisława Kulika, Henryka Ernesta i Jana Drelicha, członków Kadr Dywersyjnych-111 – tajnej, antykomunistycznej organizacji działającej na Wybrzeżu po 1945 roku. Podobnie wyglądały egzekucje innych więźniów politycznych w areszcie przy ul. Kurkowej w Gdańsku. Wykonanie wyroku poprzedzały wielomiesięczne, brutalne przesłuchania. Aresztowani byli bici, torturowani, wyzywani. Część nie wytrzymywała śledztw. Rozstrzelanie nie było potrzebne.
Przez kilkadziesiąt lat przez propagandę PRL nazywani byli bandytami, a miejsca ich pochówków nie były znane. Rodziny nie wiedziały, w którym miejscu mogą złożyć kwiaty czy postawić znicz. 25 lat po odzyskaniu przez Polskę wolności tożsamość żołnierzy niezłomnych, których krew wsiąkła w gdańską ziemię, zostanie przywrócona.
Dziury po kulach
Instytut Pamięci Narodowej 20 lipca rozpoczął drugi etap prac ekshumacyjnych na gdańskim cmentarzu garnizonowym. Przez niemal dwa tygodnie naukowcy kontynuowali badanie kwatery nr 14, gdzie w latach 40. XX w. grzebano ofiary aparatu bezpieczeństwa – więźniów gdańskiego aresztu.
– Prace nie należały do najłatwiejszych, bo na terenie kwatery, tuż pod cienką warstwą ziemi, zalegał gruz. Nasze działania w ostatnich dniach utrudniał także ulewny deszcz, który powodował zalewanie wykopów – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego w Polsce.
Mimo tych przeciwności naukowcom udało się znaleźć szczątki ponad 40 osób. Część z nich nosi ślady po kulach w czaszce, w kręgosłupie czy miednicy. Niektóre ciała zostały pogrzebane w płytkich jamach grobowych, na głębokości od 40 do 60 cm, w skrzyniach bez wieka. – To wszystko podpowiada nam, że w przypadku co najmniej 10 szczątków mamy do czynienia z ofiarami komunizmu – wyjaśnia prof. Szwagrzyk.
Poczekajmy na badania genetyczne
Wśród odnalezionych szczątków może być kpt. Stanisław Kulik, przedwojenny zawodowy żołnierz Wojska Polskiego, uczestnik kampanii wrześniowej, członek tajnej organizacji polityczno-wojskowej „Miecz i Pług”, żołnierz AK, WiN i Kadr Dywersyjnych-111.
– To jeden z najwybitniejszych żołnierzy niezłomnych działających na terenie Pomorza. Na podstawie jego losów można byłoby nakręcić film trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty – podkreśla Waldemar Kowalski z Muzeum II Wojny Światowej.
W kontakcie z prof. Szwagrzykiem jest Grażyna Starzyńska, mieszkająca w Australii wnuczka S. Kulika. – W zeszłym roku przesłałam moje DNA do IPN. Teraz czekam na wynik badań genetycznych i identyfikację szczątków. Bardzo bym chciała pomodlić się na grobie dziadka – zaznacza.
– W spokoju poczekajmy na prace medyczne i antropologiczne, oględziny sądowo-lekarskie i weryfikację DNA – mówi prof. Szwagrzyk.
Jednak o jednym z żołnierzy niezłomnych spoczywającym na gdańskim cmentarzu można już mówić głośno. Adam Dedio, marynarz, akowiec, działacz organizacji niepodległościowej „Semper Fidelis Victoria”, został rozstrzelany przez UB w 1947 roku.
– Lokalizację pochówku wskazał matce zamordowanego pracownik cmentarza. W tym miejscu członkowie rodziny postawili krzyż, a następnie nagrobek. Otrzymaliśmy od nich zgodę na sprawdzenie, czy rzeczywiście lokalizacja ta jest właściwa. Po rozebraniu pomnika, na głębokości 50 cm, odnaleźliśmy szczątki mężczyzny i marynarskie guziki. Dla rodziny to bardzo ważna informacja. Dziś już mają pewność, że modlili się we właściwym miejscu – podkreśla prof. Szwagrzyk.
Ciasta i kawa w termosie
W poszukiwaniu szczątków bohaterów podziemia niepodległościowego pomagali wolontariusze z całej Polski i zagranicy. – Zapytałem swojego szefa, czy może tak ustawić grafik, żebym mógł przyjechać do Gdańska. Gdy powiedziałem, że chodzi o żołnierzy niezłomnych, zgodził się bez wahania – opowiada Waldemar Szymański z Bydgoszczy.
Niektórzy, by wziąć udział w pracach, pokonali jeszcze więcej kilometrów. – Mieszkam we Francji, w małej miejscowości pod Paryżem. Interesuję się polską historią, a losy leśnych partyzantów są mi szczególnie bliskie. Kiedy dowiedziałam się, że prof. Szwagrzyk rozpoczyna kolejny etap prac, od razu kupiłam bilet na samolot – mówi Małgorzata Gurda.
– Spłacam dług wdzięczności. Dzięki żołnierzom niezłomnym żyję dzisiaj w wolnej Polsce. Kilka dni wakacji to nic w porównaniu z tym, co oni zrobili dla mnie – podkreśla Iwona Kalicińska, studentka. – Gdy z ziemi wyłaniały się czaszki z dziurami po kulach, byłam wzruszona. Modliłam się w intencji tych osób, dziękowałam za to, co zrobiły.
Naukowców i wolontariuszy wspierali mieszkańcy Gdańska i okolic. – Ludzie dzielili się z nami jedzeniem. Przynosili kanapki, zupę w słoiku, kawę w termosie, pyszne ciasta, a nawet skrzynię jabłek i pomidorów. Dziękuję wszystkim za te gesty wsparcia i życzliwości. Bez pomocy gdańszczan nie udałoby się nam tak sprawnie przeprowadzić ekshumacji – zaznacza prof. Szwagrzyk.
Najprawdopodobniej prace na cmentarzu garnizonowym będą kontynuowane w przyszłym roku.