Pisałem kolejny artykuł. Włączony telewizor wydawał się żyć własnym życiem. Kątem oka zobaczyłem w nim człowieka, który stojąc na dachu swojego domu próbował skoczyć na ogromną piłkę. Nie trafił, ponieważ była zbyt daleko. Połamał kręgosłup.
Filmik, który przedstawiał znany brytyjski prezenter miał zapewne być śmieszny. Z telewizora dobiegały odgłosy sztucznie generowanego śmiechu. Po karku przeszły mi jednak zimne ciarki. Tego rodzaju wyczyny kojarzyły mi się zwykle z ludźmi będącymi w stanie zamroczenia. Internet jednak roi się od podobnych scenek, w których biorą udział ludzie zupełnie trzeźwi. Tacy, którzy obejrzawszy film o Supermanie, uwierzyli, ze też potrafią latać. Wbrew ogólnemu trendowi zupełnie nie śmieszy mnie ich głupota. Jedyną reakcją na jaką mnie w tej sytuacji stać, jest poczucie grozy.
Współczesny człowiek jest zmęczony rzeczywistością. Ona po prostu często nas przytłacza. Snujemy marzenia: co by było… Jeżeli odpowiadamy na ten stan jedynie westchnieniami w stylu Tewje mleczarza z musicalu „Skrzypek na dachu”, pół biedy. Gorzej, gdy człowiek znika z realnego świata, aby realizować wizje rodem z second life. Jeszcze gorzej, gdy próbuje, choćby na jakiś czas żyć tak, jakby był kimś zupełnie innym. Gdy próbuje pozbyć się swojego świata, jak niepotrzebnego balastu.
Kilka lat temu rozmawiałem z pielęgniarkami, które z dezaprobatą mówiły o dorosłych ludziach podrzucających swoich niedołężnych rodziców do szpitala, żeby np. nie przeszkadzali w godnym(!) przeżyciu świąt. Bo wiadomo. Przyjadą znajomi, może szef z pracy, a starszy człowiek bywa przecież często nieobliczalny i do tego taki nieestetyczny. Innym razem po prostu dlatego, że chcieli spędzić czas świąt nowocześnie, na nartach, albo gdzieś w słonecznych tropikach. Te same pielęgniarki mówiły, że podobne rzeczy, choć rzadziej, zdarzają się na oddziałach dziecięcych. Z pewną zadumą więc przeczytałem informację, że oto w moim mieście powstało… całodobowe przedszkole, w którym dziecko pozostawić można nie tylko na noc, ale nawet na dłuższy czas. Na pierwszy rzut oka idea może wydawać się i słuszna. Wyobraźmy sobie sytuację: młoda rodzina w obcym mieście. A tu nagle rodzice muszą wyjechać na delegację. Wiadomo. O dobrze płatną pracę u nas trudno. Więc trzeba ją szanować. A człowiek powinien być zdolny do kompromisu.
Znajomy psycholog skwitował sprawę krótko. „Wydaje się, że trudno będzie odrobić straty, które spowodować może takie rozstanie z rodzicami związane z pozostawieniem dziecka w całodobowej placówce. To wygenerować może ogromne zmiany w psychice.”
A ja pomyślałem sobie o tym, co zrobią w tej sytuacji przysłowiowe lemingi. Przecież to dla nich nie lada okazja, by w takim przedszkolu pozostawić dziecko, a samemu, bez zobowiązań udać się na wymarzone wakacje. „No dobrze. Może jest to i jakaś metoda” - pomyślałem cytatem zaczerpniętym z komisarza Haberka, postaci ze znanej polskiej komedii. Można pójść nawet dalej. Stworzyć placówkę świadczącą usługi kompleksowe. Taki dom opieki dla osób starszych, połączony z całodobowym przedszkolem i hotelem dla zwierząt. Najlepiej gdzieś w pobliżu lotniska. Można tam wejść, zostawić, co niepotrzebne i fru na wakacje.
Tyle, że wakacje zawsze kiedyś się kończą. I wówczas trzeba wrócić do rzeczywistości. Jeżeli jeszcze będzie do czego.