Nowy numer 23/2023 Archiwum

Kamera na sąsiada

– to nie jest jakieś kółko filmowe. zadaniem festiwalu nie jest zaspokajanie artystycznego ego twórców – mówi Arkadiusz Gołębiewski.

Choć dwie pierwsze edycje festiwalu poświęconego polskiej drodze do wolności zorganizowano w Ciechanowie, impreza niezwykle mocno wpisała się już w kalendarz Gdyni. Ściąga nie tylko znane osobistości świata mediów oraz autorytety z dziedziny historii, ale i widzów z całej Polski. – Kiedy 8 lat temu po raz pierwszy organizowaliśmy Festiwal NNW, w Polsce było ok. 200 festiwali filmowych. Widziałem jednak, że trudno jest znaleźć taki, w którym można pokazać filmy odnoszące się do tematyki podziemia niepodległościowego, szczególnie te, które osadzone są w duchu katolickim – wspomina A. Gołębiewski, dyrektor i pomysłodawca imprezy.

Naznaczeni PRL-em

Przez długie lata poprzedzające rok 1989 polska szkoła dokumentalistyki była doceniana na świecie za wysoki kunszt artystyczny. Niestety, równie mocno odcisnął na niej piętno kompromis, jaki jej przedstawiciele zawarli z ówczesną władzą. Twórcy dopuszczeni do mediów korzystali z profitów, ale często pokazywali tylko półprawdy, wypowiadając się w jedynie słusznym tonie. – Różne tam były okresy. I buntów, i dystansowania się od stanu wojennego, ale w tym środowisku funkcjonowali ci, którzy potrafili ułożyć się z władzą. Część tego środowiska do dzisiaj mentalnie tkwi w okresie PRL – podkreśla A. Gołębiewski. – W instytucjach filmowych zmieniają się prezesi. Średni szczebel pozostaje jednak ten sam. Uważają, że lepiej nie podchodzić do tematyki antykomunistycznej wyraziście. Starają się pokazywać, jakoby były dwie równorzędne prawdy. – Polska dokumentalistyka pokazywała żołnierzy wyklętych jako bandytów. Prawda wcale nie jest pośrodku. Cytując Kisiela, można powiedzieć, że „prawda leży tam, gdzie leży”. Rozmiękczanie narracji niczemu tutaj nie służy – wtóruje mu Karol Nawrocki z gdańskiego IPN.

Akcja inspiracja

– Festiwal powstał nie tylko po to, by pokazywać te filmy, które są wykluczone z przestrzeni publicznej i przez lata nie mogły funkcjonować na żadnych festiwalach. Jest inspiracją dla wielu środowisk, by stworzyć film pokazujący historię. Tutaj bohaterami nie są autorzy filmów, ale ci, których obrazy opisują. Chcę nie tylko te filmy pokazywać, ale także „sklejać” najróżniejsze środowiska, które wyrosły z fundamentu „Solidarności” – wyjaśnia organizator. W momencie, gdy powstawał festiwal, tzw. autorytety filmowe chciały zepchnąć tematy historyczne jedynie do rangi pewnego rodzaju edukacji. Pojawiały się więc pomysły, by takimi filmami zajęło się Ministerstwo Obrony Narodowej czy Edukacji. – Czasami spotykałem się z drugiej strony z grymasem wyższości. Moi rozmówcy dawali mi do zrozumienia, że nie jest to sztuka przez duże „S” – mówi A. Gołębiewski. Dzisiaj w ramach festiwalu pojawia się coraz więcej filmów, które powstały poza głównym nurtem. Ich twórcy nie robią ich dla TVP. Nie korzystają też ze wsparcia Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Obrazy tworzone są często przez lokalne stowarzyszenia, opowiadają historie regionalne. Dzieje się tak chociażby w Kraśniku czy Świdniku. Ostatnio młodzi mieszkańcy Kraśnika nakręcili film opowiadający o próbie postawienia tam krzyża w 1959 roku. – Później matki wyciągano z domów i, jak miały brudne ręce, dostawały po 2–3 miesiące więzienia. To film opowiadający historię lokalną, pokazujący absolutnie nieznane fakty – tłumaczy A. Gołębiewski. – Wyrosło nowe pokolenie, nieobciążone dystansowaniem się od historii najnowszej. Twórcy nie są nastawieni na to, że telewizja da im pieniądze. Dokumentować, zapisać, ocalić od zapomnienia – to jest najprostsza rzecz. Ale jeszcze ważniejsze jest uwrażliwienie młodych ludzi, zwrócenie kamery na sąsiada, kalekę, alkoholika zniszczonego przez to, że był prześladowanym działaczem „S” – zaznacza. Od 5 lat służą temu projekty „Młodzi dla historii” oraz „Nakręć dziadka komórką”. – Chcemy, żebyśmy w końcu otworzyli okna i przyjrzeli się temu, kto obok nas mieszka – mówi A. Gołębiewski. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszystkie historie zostaną ocalone. Wiele z nich jednak da się uratować dzięki telefonom komórkowym i aparatom fotograficznym w rękach młodych ludzi.

Koncertem i modą

Jak co roku, w ramach przedsięwzięcia odbędą się: konkurs filmów dokumentalnych, spektakle teatralne, koncerty muzyczne, dyskusje z udziałem zaproszonych gości, wystawy prac plastycznych, kiermasze, gry uliczne, happeningi... Odbędzie się także prezentacja filmów młodych twórców. Nowością będą organizowane po raz pierwszy konkurs na dokument radiowy oraz na... stylizację łączącą w sobie modę inspirowaną stylem panien wyklętych. – Nie chcemy robić wybiegów, na których będą paradowały panie w strojach powstańczych. Chcemy stworzyć pretekst dla tych, którzy nie do końca czują się w tej sztuce filmowej dobrze, żeby – zainspirowani tym konkursem – sięgnęli do domowych albumów i zaczęli je przeglądać, prowokować rozmowy przy obiedzie. To służy poznawaniu historii rodziny, a na jej tle także historii Polski. Kiedy wyciągniemy taki album, okaże się, że co druga rodzina miała w swojej historii jakiegoś wyklętego – wyjaśnia A. Gołębiewski. – Żyjemy w XXI w., trzeba więc szukać nowych ścieżek i narzędzi docierania do młodzieży. Festiwal NNW trafia do świata i kultury zdominowanych w części przez lewicową, niepatriotyczną narrację – ocenia K. Nawrocki. – Od trzech lat uczestniczę w festiwalowych pokazach – mówi Anna, młoda nauczycielka historii. – Dla mnie to nie tylko kopalnia wiedzy o tamtych czasach i bohaterach. To także okazja do tego, by czerpać siłę z cichych bohaterów, uczyć się od nich patriotyzmu i konsekwencji. I przekazywać to uczniom.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama

Quantcast