Nowy numer 23/2023 Archiwum

Fakty i mity świeckiej szkoły

Katecheza. – finansowanie lekcji religii w szkołach z budżetu państwa to nie marnotrawstwo, ale inwestycja – uważa ks. Tyberiusz Kroplewski, dyrektor Wydziału Katechetycznego archidiecezji gdańskiej.

Od początku lipca w całej Polsce, m.in. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, Poznaniu, Łodzi i Lublinie, trwa akcja „Świecka szkoła”, której pomysłodawcą jest Leszek Jażdżewski z łódzkiego Stowarzyszenia „Liberté!”. Niedawno inicjatywa dotarła także do Trójmiasta. Wolontariuszy zbierających podpisy pod projektem ustawy mającej zakazać finansowania lekcji religii z budżetu państwa można spotkać codziennie, głównie przed galeriami handlowymi. – Nie jesteśmy przeciwnikami religii jako takiej, ale jej miejsce nie jest w szkole – mówi Piotr Pawłowski, koordynator akcji na Pomorzu. – Nie twierdzimy tak, bo tak nam się podoba, ale posługujemy się twardymi argumentami – dodaje. Postanowiliśmy na nie odpowiedzieć i rozprawić się z krążącymi od lat, a powtarzanymi przez pomysłodawców inicjatywy mitami na temat lekcji religii w polskich szkołach.

Mit pierwszy

Czyli finansowanie z budżetu państwa lekcji religii jako przykład dyskryminacji osób niewierzących lub innych wyznań. – Nie jest normalne, aby państwo wydawało rocznie 1,2 mld zł podatników na wynagrodzenia dla katechetów. To są naprawdę duże pieniądze publiczne, które mogłyby zostać przeznaczone na dużo pożyteczniejsze cele, np. naukę pływania, lepsze wyposażenie laboratoriów czy zajęcia z języków obcych dla wszystkich, bez względu na wiarę – twierdzi P. Pawłowski. Dlatego – zdaniem inicjatorów akcji „Świecka szkoła” – Kościół i wierni sami powinni organizować i finansować katechezę. Z taką argumentacją nie zgadza się Jarosław Szydłak, menedżer zajmujący kierownicze stanowisko w jednym z banków. – Budżet składa się także z podatków katolików, którzy stanowią najliczniejszą grupę wyznaniową w Polsce. Skoro państwo finansuje z tych samych pieniędzy program in vitro, procedurę przerywania ciąży czy działalność organizacji promujących ideologię gender, z którymi katolicy się nie zgadzają, to nie widzę przeszkód, żeby część naszych podatków przeznaczana była na lekcje religii. Obecność takich zajęć w szkołach jest wyrazem oczekiwań większości społeczeństwa – uważa. Potwierdza to sondaż TNS z 2013 r., według którego ponad połowa Polaków chce katechezy w szkole. Z kolei według najnowszego badania CBOS (z 2015 r.) aż 82 proc. Polaków nie przeszkadza religia w publicznych placówkach oświatowych. Założenia inicjatywy „Świecka szkoła” pozostają w opozycji także do rozwiązań przyjętych w zdecydowanej większości krajów Unii Europejskiej, gdzie lekcje religii (a nie religioznawstwa) w szkole są obecne w aż 24 państwach. Jedynie Francja, Holandia, Luksemburg i Słowenia wyłamują się z tego schematu. W 9 krajach UE udział w szkolnych lekcjach religii organizowanych przez szkoły publiczne jest obowiązkowy. W 15 państwach – podobnie jak w Polsce – są to zajęcia dobrowolne, w zależności od woli rodziców bądź pełnoletnich uczniów. We wszystkich tych krajach nauczanie religii, wpisane w państwowy system oświaty, jest finansowane z pieniędzy publicznych. – Tym różni się państwo demokratyczne od totalitarnego, że jeśli rodzice życzą sobie obecności religii w szkole, obowiązkiem władz jest zorganizowanie tych zajęć i przeznaczenie na to niezbędnych środków. Szkoda, że nie rozumieją tego aktywiści „Świeckiej szkoły” z hasłami wolności i tolerancji na sztandarach – mówi J. Szydłak.

Mit drugi

Czyli brak kontroli merytorycznej nad kształtem prowadzonych katechez. – Niestety, państwo nie ma żadnego wpływu na treści przekazywane podczas zajęć religii. Nadzór nad katechetami to fikcja, kuratorium często umywa ręce – uważa P. Pawłowski. Dodatkowo – jak twierdzą pomysłodawcy „Świeckiej szkoły” – lekcje religii w wielu przypadkach prowadzone są przez katechetów i katechetki bez odpowiedniego wykształcenia pedagogicznego. – To kompletna bzdura, jest dokładnie odwrotnie – odpowiada Katarzyna Molenda, która uczy religii w jednej z trójmiejskich szkół podstawowych. – Katecheta, aby uczyć w szkole, musi być magistrem teologii z przygotowaniem pedagogicznym. W ramach studiów mamy zajęcia z psychologii rozwojowej, metodyki nauczania religii oraz pedagogiki. Odbywamy też praktyki śródroczne i ciągłe, łącznie 150 godzin. Dlatego katecheta na pewno nie jest gorzej przygotowany do pracy niż nauczyciele innych przedmiotów – wyjaśnia. K. Molenda nie zgadza się również z zarzutem o brak kontroli katechetów. – Nasza praca jest weryfikowana podwójnie. Zarówno przez kuratorium, jak i wydział katechetyczny kurii diecezjalnej. Stopień przygotowania do lekcji oraz sposób przekazywania wiedzy są oceniane z jednej strony przez wizytatorów katechetycznych, z drugiej – przez dyrektora szkoły lub pracowników kuratorium – mówi. Nauczycielom religii nie wystarczy zdobyte na studiach wykształcenie. W ciągu roku uczestniczą w kilku spotkaniach i warsztatach katechetycznych, podczas których podnoszą swoje kwalifikacje. – Na najbliższym spotkaniu poruszymy temat zagadnień bioetycznych w katechezie. Postawimy pytanie, jak rozmawiać z młodym człowiekiem na trudne tematy, które obecnie rozpalają opinię publiczną – informuje ks. Kroplewski. Podstawa programowa nauczania religii przygotowywana jest przez episkopat Polski i zatwierdzana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. – To nie jest tak, że katecheta staje przed uczniami, siada przy biurku, rozkłada bezradnie ręce, nie wiedząc, o czym dziś opowiedzieć, więc pozwala robić pracę domową z matematyki. Każda lekcja to rzetelnie przygotowany punkt programu szkolnego. Z jego realizacji jesteśmy rozliczani – tłumaczy ks. Andrzej Nowak, katecheta uczący przez lata w szkole specjalnej. – Nauczanie religii ciągle ewoluuje, dostosowuje się do bieżących potrzeb młodych ludzi. W naszej diecezji doskonale sprawdzają się katechezy multimedialne, prowadzone przy pomocy interaktywnych tablic – dodaje ks. Kroplewski.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama

Quantcast