Z historykiem ks. dr. Leszkiem Jażdżewskim o najnowszej książce poświęconej dziejom Kościoła na Pomorzu w okresie nowożytnym, polowaniach na czarownice i trudnych relacjach między katolikami i protestantami w Gdańsku rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: Niedawno ukazał się tom drugi książki "Dzieje Kościoła katolickiego na obecnym obszarze archidiecezji gdańskiej". Tym razem przenosi Ksiądz czytelników do czasów nowożytnych. Czym wyróżniał się ten okres?
Ks. Leszek Jażdżewski: Początek XVI w. to czas postępującego kryzysu Kościoła katolickiego w Europie, Polsce i Pomorzu. Powszechną praktyką było nieprzestrzeganie rezydencji i kumulacja beneficjów. Normalną praktyką było łączenie probostw z kanoniami. Na przykład proboszcz parafii Świętych Piotra i Pawła Maurycy Ferber był... kanonikiem w Trewirze. Nadużywano także kar kościelnych, zanikała dyscyplina w zakonach, poziom wykształcenia duchownych również pozostawiał wiele do życzenia. W tym samym okresie do Gdańska docierały już pisma Lutra czy Kalwina, trafiając na podatny grunt.
Jak idee zawarte w reformacyjnych pismach przedostały się do nadmotławskiego grodu?
Na uniwersytecie w Wittenberdze od 1514 r. do 1546 r. studiowało aż 51 scholarów z Gdańska. Z pewnością zetknęli się z naukami Lutra i być może przenieśli je na gdański grunt. Należy także dodać, że znaczącą rolę odegrali byli wychowankowie wittenberskiej uczelni, którzy po 1520 roku działali w Gdańsku.
W następstwie rozpowszechnienia idei protestanckich radykalnie zmniejszyła się liczba katolików w Gdańsku.
Według szacunkowych danych z 1577 r., na 40 tys. mieszkańców Gdańska przy Kościele katolickich pozostało ok. 2 tys. osób, co stanowiło zaledwie 4,5 proc. ludności miasta.
Jak układały się stosunki między katolikami a protestantami?
Po zwycięstwie reformacji problemem stała się nietolerancja protestantów wobec katolików. Tych ostatnich całkowicie odsunięto od współrządzenia miastem, przejęto wiele świątyń katolickich i zakazano publicznych uroczystości. Jakiekolwiek zewnętrzne formy pobożności katolickiej były tolerowane, ale tylko w obrębie murów klasztornych.
To, o czym Ksiądz mówi, kłóci się to z utrwalanym od lat obrazem Gdańska jako miejsca zgodnego współżycia wielu kultur, narodów i religii...
Rzeczywiście. A przykłady szykan protestantów wobec katolików można mnożyć. Nagminne stało się choćby profanowanie świętych figurek czy obrazów. Do jednego z wielu takich incydentów doszło 3 maja 1678 roku. Ojcowie karmelici postanowili zorganizować procesję do Oliwy. W drodze na pielgrzymów czekali luteranie, którzy wtargnęli do kościoła, podeptali Najświętszy Sakrament, zniszczyli ołtarze, porąbali organy i zranili kilku zakonników.
Lekarstwem na kryzys wewnętrzny Kościoła okazał się Sobór Trydencki.
Uregulowano kwestię rejestracji metrykalnej, wprowadzono nowy system wychowania i kształcenia duchownych, na plebanach zaczął ciążyć obowiązek rezydencji w parafii, raz w miesiącu odbywały się kongregacje dekanalne pod kierunkiem dziekana, podczas których duchowieństwo przekazywało sobie potrzebne wiadomości z teologii i prawa. Te pozytywne praktyki skutecznie zaczęli wdrażać na Pomorzu biskupi włocławscy z bp. Hieronimem Rozrażewskim na czele. To on sprowadził na Pomorze jezuitów i utworzył kolegium, którego poziom nauczania stał na bardzo wysokim poziomie. Za czasów Rozrażewskiego powszechne stały się wizytacje duszpasterskie. Gdy trzeba było, biskup potrafił karać duchownych za tryb życia niegodny kapłana.
Epoka nowożytna to czas polowań na czarownice i płonących stosów. W Gdańsku także odbywały się procesy o czary?
W wielowyznaniowym Gdańsku między rokiem 1570 a 1659 odbyło się nieco ponad 20 takich procesów, co stanowiło niewielki procent w stosunku do tego zjawiska na zachodzie Europy. Ostatnią czarownicą spaloną w Gdańsku na stosie była 82-letnia staruszka Anna Krüger, która przyznała się do kontaktów z diabłem dopiero... po zastosowaniu tortur.
Czy rzeczywiście skazywane na okrutne męki kobiety miały coś wspólnego z czarną magią?
W większości przypadków nie. Oskarżenia wynikały raczej z plotek i pomówień. Do tego należy dodać niski poziom edukacji. Stąd wytworzyła się swoista psychoza podejrzeń o czary, w których moc wierzyli nie tylko chłopi, ale także mieszczanie, duchowieństwo, szlachta, a nawet burmistrz gdański Jan Czirenberg.
Polowania na czarownice kojarzone są głównie z Kościołem katolickim...
Niesłusznie. W Gdańsku oskarżycielami w takich procesach byli też pastorzy. Również sądy świeckie złożone z protestantów wydawały wyroki śmierci za czary. Co ciekawe, przeciwko prowadzeniu procesów przez niekompetentne i nadmiernie surowe sądy świeckie protestowało duchowieństwo katolickie. Biskup włocławski Florian Czartoryski wyjaśniał, że często to, co się wydaje czarowaniem, pochodzi z przyczyn naturalnych, nieznanych ludziom prostym. Podobnie postępowali jego następcy. Biskup Antoni Sebastian Dembowski nie tylko słowami, ale i sądownie ścigał świeckich za nadużycia popełnione w procesach o czary. Co więcej, niesłusznie oskarżonych kobiet pomówionych o czarną magię bronili hierarchowie kościelni, wystawiając tzw. świadectwo moralności. Taka sytuacja miała miejsce choćby w przypadku mieszkanki Karlikowa. Pozytywną opinię, która uratowała niewinną kobietę przed stosem, wydał biskup Krzysztof Antoni Szembek.
Recenzja książki ks. dr. Leszka Jażdżewskiego pt. "Dzieje Kościoła katolickiego na obecnym obszarze archidiecezji gdańskiej. Nowożytność" w 37. numerze "Gościa Gdańskiego" na 13 września.