O współczesnym Kościele, studentach i działaniach Duszpasterstwa Akademickiego z o. Maciejem Okońskim OP, duszpasterzem gdańskiej „Górki” rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
A więc budowanie relacji z Bogiem trzeba rozpoczynać od uczenia się relacji z drugim człowiekiem?
To wszystko dzieje się właśnie w przestrzeni duszpasterstwa. Jesteśmy Kościołem. W tej wspólnocie spotykają się ludzie i zaczynają budować prawdziwe relacje. Poznawać się nawzajem. Czasem nie zgadzać się ze sobą, spierać … Ale to jest właśnie prawdziwe życie. Tu zaczynają uczyć się tego, co znaczy relacja z Panem Bogiem. Przychodzą na pół godziny adoracji w ciszy i widzą, że trzeba coś zrobić z tym czasem. Nie wystarczy odmówić wszystkie znane modlitwy. Trzeba się z tym Bogiem i samym sobą spotkać. Powiedzieć o sobie, posłuchać, co On do mnie mówi. Po prostu się spotkać.
Od początku są tego świadomi?
Przychodzą z różnych powodów. Niektórzy, żeby spotkać się z Panem Bogiem, inni z tego powodu, że jest tu fajne towarzystwo. Jeszcze inni chcą znaleźć tu dobrą żonę, albo dobrego męża. Pan Bóg działa także przez takie pragnienia. Tutaj jednak mamy stworzyć żywy Kościół, który się modli, rozmawia ze sobą, który doświadcza tajemnicy spotkania. Który ma refleksję intelektualną. Tego ostatniego w naszych dominikańskich duszpasterstwach nie da się przeskoczyć. (śmiech)
Jakie zagrożenia widzi Ojciec w ich drodze wiary?
Ze strony zlaicyzowanych społeczeństw zbliża się do nas fala agnostycyzmu, czyli braku zainteresowania tym, co wiara niesie. Wiary nie przedstawia się jako atrakcyjnej odpowiedzi na problemy młodych ludzi. A przecież ludzie zawsze takiej odpowiedzi na swoje choroby, na bolączki będą szukać. Ponieważ spotykają się na co dzień ze złymi opiniami o Kościele i księżach, coraz rzadziej szukają tu odpowiedzi. Nie chodzi o to by mieć porządek w papierach, mieć wszystkie sakramenty, być bierzmowanym… To wszystko może być doświadczeniem zewnętrzności. Czasem właśnie poczucie zewnętrznego spełnienia obowiązków odciąga młodzież od Kościoła. A Boga trzeba dotknąć sercem.
Można zatem spotkać Kościół, ale nie spotkać Boga?
Nie. Bo Kościół pisany przez wielkie „K” jest tożsamy z Chrystusem i wprowadza człowieka w spotkanie z Nim. Ale jest także kościół przez małe „k”. Może on odciągać od prawdziwego Kościoła i powodować zgorszenia. Dzieje się tak wówczas, gdy mówimy, że jesteśmy wierzący, a żyjemy tak, jak chce tego świat. Potem się okazuje, że ludzie mają taki obraz Kościoła, nie tylko z powodu niechętnych mediów, ale także dlatego, że spotkali ludzi, którzy tak pokazali im kościelną rzeczywistość.
Co zatem mamy robić?
My duchowni nieustannie musimy pamiętać, że jesteśmy po taj samej stronie, co ludzie. Mamy ich prowadzić. A skoro Ewangelia odpowiada na nasze najgłębsze problemy i pytania, to także może być odpowiedzią dla nich. Trzeba ich pociągnąć do doświadczenia, które sami mamy w życiu. Jeżeli jednak tego nie doświadczamy, to niezależnie od tego, jak pięknie będziemy mówić, to niczego nie zmieni w życiu innych. Musimy uwierzyć, że każdy człowiek siedzący w kościelnej ławce chce szczęścia i że prawdziwą drogą do szczęścia jest właśnie Ewangelia, którą głosimy. Kapłan powinien być oficerem, który idzie pierwszy i prowadzi ludzi do boju. Kapłan musi wiedzieć, że znajduje się po tej samej stronie barykady, co inni wierni. Nie prowadzimy wojny przeciwko nim, ale prowadzimy ich do walki z grzechem, obojętnością, złem w nas i wokół nas.
Zabrzmiało bardzo militarnie…
Tę prawdę streszcza także doskonale obraz pielgrzymki… Księża przewodzą pielgrzymom. Ale idą w tej samej grupie. doświadczają tych samych trudności. Oparzeń słonecznych, dostają zapalenia ścięgien. Dlatego właśnie mogą dzielić się swoim doświadczeniem i nazwać tę rzeczywistość. Wyciągnąć z Ewangelii to, co jest lekarstwem i przekazać to ludziom. Mocno podkreśla to papież Franciszek. Pasterz nie może być kimś oddalonym od owczarni. Na zachodzie Kościół zrównał wszystkich ze wszystkimi. Odebrał pasterzom ich rolę i uczynił ich jednymi z owiec stada. To był błąd. Dzisiaj widać tego skutki. Kapłan ma prowadzić, ale nie znaczy to, ze jest kimś lepszym. Ma po prostu taki charyzmat.