Sąd Okręgowy w Gdańsku odstąpił od wymierzenia kary, którą w maju wobec Marysi Kołakowskiej orzekł sąd niższej instancji. Uznał ją jednak za winną bezprawnego zachowania.
Marysia Kołakowska została w maju tego roku skazana przez Sąd rejonowy w Gdańsku na miesiąc ograniczenia wolności i 20 godzin prac społecznych za rozpylenie „substancji o nieprzyjemnym zapachu” podczas odczytywania scenariusza spektaklu „Golgota Picninic”.
Zdarzenia miało miejsce w gdańskiej siedzibie Krytyki Politycznej.
Zdaniem Sądu Okręgowego wyrok ten razi swoją surowością, a samo odstąpienie od kary sąd uzasadnił pobudkami, z których wypływało działanie Kołakowskiej oraz jej młodym wiekiem, pozytywną opinią i tym, że jej postawa miała charakter incydentalny.
Sąd uznał jednak, że mimo iż treści prezentowane w spektaklu „Golgota Picnic” obrażały uczucia religijne określonej grupy osób, nie upoważniał do podejmowania działań bezprawnych, a każde działanie stojące w sprzeczności z prawem, powinno spotkać się z odpowiednią reakcją karną.
- Wewnętrznie nie zgadzam się z tym, że zostałam uznana za winną. Uważam, że moje działanie to była potrzebna i konieczna obrona wartości - komentuje wyrok Marysia Kołakowska. - Nie jestem szczęśliwa z tego, że zostałam uznana za winną. Cieszę się jednak z tego, że nie muszę odpracowywać tych godzin - dodaje.
- W polskim prawie istnieje takie pojęcie jak obraza uczuć religijnych, która uznawana jest za coś niedopuszczalnego. Z drugiej strony, gdy ktoś broni tych uczuć, jest skazywany - mówi Anna Kołakowska, mama Marysi, gdańska radna PiS.
- Oczywiście, moglibyśmy dalej walczyć, w imię tego, by sąd uznał nasze prawo do protestu. Jednak wyrok i wina, jaką ponosi Marysia to „błogosławiona wina”. Taki wyrok człowiek powinien w swoim życiorysie nosić z dumą, że został skazany za obronę wartości katolickich i majestatu Pana Boga - ocenia A. Kołakowska.- A jak się podejmuje walkę, to trzeba też liczyć się z ofiarami - dodaje.
- Ten wyrok powoduje, że chyba nie mamy nic więcej do zrobienia. Moglibyśmy zwrócić się do prezydenta, żeby ją ułaskawił. Ale ułaskawienie, to przecież zniesienie kary, a nie uznanie niewinności - stwierdza Anna Kołakowska.