O wzrastaniu do kapłańskiego braterstwa, współczesnym gdańskim Kościele i o tym, od czego rano boli głowa, z biskupem nominatem Zbigniewem Zielińskim rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
Nie chciał Ksiądz uczestniczyć w tym dziele?
- Kontakty z zakonami miałem zawsze bardzo dobre. W młodości zwłaszcza z pallotynami, z jezuitami... Natomiast dla mnie zawsze było jasne, że chcę pracować z ludźmi, wśród których wyrosłem. Taka zwyczajna praca była dla mnie zawsze niezwyczajna. Miałem zawsze obok siebie świetnych księży, którzy mnie tak ukształtowali. Pierwsza parafia - ks. Włodzimierz Zduński. Od niego można było się nauczyć kontaktu z ludźmi. Po każdej Mszy zostawał pod kościołem i długo rozmawiał z wiernymi. W katedrze miałem okazję uczyć się odpowiedzialności za parafię. Ks. prał. Kędziorski powtarzał zawsze, że „parafa jest najważniejsza”. Nie pozwalał na to, by ogrom spraw usunął na bok życie zwykłych parafian. To był ogromnie pracowity człowiek. Wiele zawdzięczam także ks. prał. Stanisławowi Dułakowi. Zakochany w Kościele, człowiek ogromnego entuzjazmu, świetny kaznodzieja. Jego kazania tchnęły miłością do Boga, Kościoła i człowieka. Był człowiekiem ogromnych horyzontów. Patrzył ponad drobiazgami na to, co naprawdę się liczy. Zawsze miał ciekawe tematy z życia Kościoła. Sam ks. arcybiskup na jego pogrzebie powiedział: „No i kto będzie teraz komentował moje kazania?”. A robił to czasami głośno. Szczególna jest też znajomość z ks. inf. Bogdanowiczem, który jest doskonale znany jako proboszcz bazyliki Mariackiej. Nieprawdopodobny optymista i entuzjasta, który jest dla Kościoła w stanie zrobić wszystko.
Jak Ksiądz postrzega współczesny Kościół gdański?
- Gdański Kościół jest bardzo ciekawy. To praktycznie diecezja miejska. Nie ujmując nic nielicznym parafiom wiejskim, które stanowią prawdziwe perełki pobożności, o niezwykle wysokim stopniu praktyk religijnych i dużym zaangażowaniem w życie Kościoła. Ciekawy, bo tu wiele rzeczy się działo. Chociażby kiedy spojrzymy na historię najnowszą. Niektóre promowane dzisiaj muzea mówiące o „Solidarności” łaskawie pominęły rolę Kościoła w swoich ekspozycjach. Wystarczy jednak pojechać do Berlina, by w Muzeum Muru Berlińskiego zobaczyć pierwsze zdjęcie, które przedstawia księdza spowiadającego stoczniowców. Tak wyglądała ta historia. Stoczniowcy w Kościele nabierali siły do tego, by walczyć o wolność. Także do tego, by nie doszło do przelewu krwi. Pod dachem świątyń chronili się także ci, którzy dzisiaj często od nauczania Kościoła się odżegnują. Tego się tutaj uczyłem.
Jakie są dzisiaj zadania, które Ksiądz Biskup dostrzega przed sobą?
- Mówić o przyszłości, kiedy w osobistym doświadczeniu nawet nie posmakowało się tego, czym jest posługa biskupa, to na pewno trudne zadanie. Chcę wejść w swoje zadania z tym doświadczeniem, które zdobyłem. Jestem przekonany, że stanowi ono jakieś moje bogactwo. Chciałbym je wykorzystać. Ukształtowały mnie tradycje pomorska i kaszubska. Mama pochodzi z Kaszub. Tata jest gdańszczaninem. To dwa obszary moich korzeni. Wiele im zawdzięczam. Moim pragnieniem jest także realizacja duszpasterskiej troski o ludzi w ich radościach i biedzie. Trzeba zauważyć, że mamy dzisiaj do czynienia z dziwną sytuacją, w której często bardzo porządni rodzice, wychowani w poszanowaniu wartości, mają dzieci, dla których nie wszystko, co je ukształtowało, stanowi wartość. Myślę, że mamy tu do czynienia z pytaniem o przekaz wartości następnemu pokoleniu.
To mówi bp nominat Zbigniew Zieliński, socjolog. A co na to duszpasterz?
- Pozwoliliśmy zająć się młodzieżą ludziom złym. Bardzo dużo sprytu wykazali ci, którzy byli zainteresowani sprzedażą różnych produktów, które młodzieży nie przynoszą szczęścia. Dyskusje, czy zalegalizować narkotyki, jakimi treściami karmić ich w szkole... Młodzi są świadkami tych dyskusji. Skutek, zwłaszcza u słabszych, jest taki, że się dystansują. Widząc te dyskusje, wybierają inną drogę, a często jest to droga kontestacji. Jedyna szansa pomocy młodzieży to po prostu bycie z nią. Ale żeby z młodymi być, trzeba im coś dać. Trzeba starać się być człowiekiem klarownym, takim, który karmi ich tym, czym sam żyje. Można sięgnąć do naszego dziedzictwa. Kiedy papież mówił, że każdy ma swoje Westerplatte, myśleliśmy o systemie komunistycznym, który chciał ogłupić młodzież. W większości przypadków mu się to nie udało. Dzisiaj zagrożenie jest większe niż wtedy. Libertyńskie środowiska mówią: „Rób, co chcesz”. Ja na jednym oddechu mówię: „Jesteś wolny. Ponieważ jednak cię kocham i chcę twojego dobra, mówię: »Nie rób tylko tego, co chcesz, ale to, co jest dla ciebie najlepsze«”.
Na czym polegają przygotowania do przyjęcia sakry?
- Dla mnie to przede wszystkim kwestia duchowego przygotowania do przyjęcia święceń. Jadę teraz na konferencję Episkopatu. Jest taki zwyczaj, że nominaci w niej także uczestniczą. Trzeba się przedstawić i zaprosić biskupów na święcenia. Zaraz po nich rozpocznę przeżywanie rekolekcji.
Jakie uczucia towarzyszą Księdzu Biskupowi?
- Streszcza je gdańskie hasło: „Nec temere, nec timide”. Nie chcę być przesadnie wystraszony ani zbyt pewny siebie. Bo nie z nas jest ta siła, która przemienia ludzkie serca. Mam w sobie i radość, i nadzieję. Radość, że jest w życiu jakieś nowe zadanie. A nadzieję, że się je dobrze spełni z Bożą i ludzką pomocą.