Blisko 6 tys. kilometrów fizycznego wysiłku w 3 miesiące, 12 godzin wiosłowania dziennie, kilka tysięcy ukąszeń komarów i mrówek, ataki jadowitych węży i spotkanie z wojowniczymi Indianami. – Nie pokonałbym najdłuższej rzeki świata bez siły i wytrwałości, które otrzymałem od Boga – mówi Marcin Gienieczko.
Od dziecka każdą wolną chwilę poświęcał na sport. Trenował tenis stołowy. – Pewnego dnia zadał sobie pytanie: „Chcesz być mistrzem na poziomie regionalnym czy światowym?”. Odpowiedział: „Mój cel to zapisać się w historii”. Zaczął przygotowywać się do igrzysk olimpijskich. Jednak w realizacji wielkiego marzenia przeszkodziła kontuzja kolana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.