Przez weekend w całym kraju odbyło się kilkanaście manifestacji zorganizowanych przez Komitet Obrony Demokracji. Manifestacja "zatroskanych o wolność mediów" nie ominęła także Gdańska.
Na czele marszu szli dziennikarze, a wśród nich m.in. redaktor naczelny trójmiejskiego oddziału "Gazety Wyborczej" Mikołaj Chrzan. "Jeśli nie poddamy się, będziemy debatować i wykazywać aktywność, to wraz z wolnymi mediami obronimy demokrację!" - grzmiał do mikrofonu.
Jestem ciekaw, jak wolne media definiuje redaktor Chrzan. Zgaduję, że ma na myśli media wolne od prawicowej myśli i konserwatywnych publicystów, wolne od prawdziwej debaty i pluralizmu.
Jak rozumiem, utrzymujący się od kilku lat stan rzeczy naczelnemu trójmiejskiej GW odpowiada. Być może dlatego, że nie musi oglądać/słuchać programów/audycji prowadzonych przez takie postacie, jak bracia Karnowscy, Piotr Semka, Rafał Ziemkiewicz, Grzegorz Górny, Tomasz Terlikowski, Anita Gargas, Krzysztof Skowroński. Nazwiska można mnożyć.
Nie przypominam sobie, by M. Chrzan i inni publicyści "Gazety Wyborczej", "Polityki" czy "Tok FM" oburzali się na polityczne czystki w TVP i Polskim Radiu, "Rzeczpospolitej" czy "Uważam Rze", jakie miały miejsce w ostatnich latach. Nie pamiętam, by stanowczo stanęli w obronie swoich koleżanek i kolegów po fachu zwalnianych masowo z publicznych mediów po zmianie władzy.
Prewencyjne nawoływania do bojkotu radia i telewizji w wykonaniu salonowych dziennikarzy to zaprzeczenie hasła, z którymi wyszli na ulice. Jeśli więc nie o wolność słowa w przestrzeni medialnej chodzi, to o co? O obronę własnych interesów, utrzymanie wpływu na opinię publiczną przez dziennikarzy o podobnych poglądach, uniemożliwienie przeprowadzenia reform ekipie rządzącej?
Konserwatywni publicyści od dawna nie mają swojej reprezentacji w mediach publicznych. Celem przyjętej przez Sejm nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji jest zmiana tego stanu rzeczy i przywrócenie w nich równowagi. To nie zamach na wolność mediów. Wręcz przeciwnie - szansa na pluralizm i uczciwą debatę.