Żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, harcerze, młodzież oraz kombatanci uczcili bohaterów związanych z zamachem na "kata Warszawy".
Kilkadziesiąt osób zgromadziło się 31 stycznia na sopockim cmentarzu katolickim, aby oddać hołd spoczywającym tu bohaterom związanym z akcją likwidacji Franza Kutschery - Bolesławowi Srockiemu i Janowi Kordulskiemu ps. "Żbik". Wartę honorową przy ich grobach zaciągnęli komandosi z Lublińca, którzy są kontynuatorami bojowych tradycji batalionu "Parasol" oraz sopoccy harcerze. W uroczystości zorganizowanej przez Stowarzyszenie im. Bolesława Srockiego uczestniczyła młodzież sopockich szkół. Nie zabrakło także przedstawicieli Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
- Zaskakujące jest to, że w Sopocie znajdują się groby dwóch osób, które mają bliski związek z tą spektakularną akcją - mówi Waldemar Stopczyński, prezes Stowarzyszenia im. Bolesława Srockiego. - Spoczywają tu: Bolesław Srocki, opiekun, mentor i wychowawca żołnierzy z pierwszego plutonu kompanii "Pegaz", czyli późniejszej pierwszej kompanii batalionu "Parasol", oraz jego wychowanek Jan Kordulski, ps. "Żbik", który był dowódcą pierwszej drużyny w tym plutonie i był wyznaczony na zastępcę dowódcy akcji. Rana otrzymana 28 stycznia, kiedy po raz pierwszy próbowano zlikwidować Kutscherę, wyeliminowała go z udziału w tej akcji. Spowodowała, że historia trochę przeszła obok niego - dodaje W. Stopczyński.
Organizatorzy liczą, że przeżywane przy grobach Jana Kordulskiego i Bolesława Srockiego uroczystości przyczynią się do spopularyzowania wiedzy o bohaterach II wojny światowej ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość - Bardzo się cieszę, że tu przyszliśmy. Młodzież powinna w swojej świadomości historycznej pamiętać o bohaterach II wojny światowej - mówi prof. Jerzy Grzywacz, prezes okręgu pomorskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. - Kutschera wprowadził zwyczaj publicznego rozstrzeliwania Polaków na ulicach Warszawy. Miałem to nieszczęście, że dwukrotnie byłem świadkiem takiego rozstrzeliwania. To straszne wrażenie. Bezradność i bezsilność miesza się z tragedią tych ludzi. Publiczne egzekucje tak straszliwie przygnębiły społeczeństwo, że śmierć Kutschery była przez wszystkich odebrana jako symbol tego, że Niemcy zostaną ukarani za swoje zbrodnie - dodaje prof. Grzywacz.
- Jestem wzruszony tą uroczystością. Z panem Waldemarem, który ją organizuje, spotykam się od dłuższego czasu. Przekazałem mu wszystkie dokumenty. Moja babcia, która jest już starszą osobą, mimo że nie może tu być, również przeżywa głębokie wzruszenie - mówi Kacper Wodziński, członek rodziny J. Kordulskiego.
O ile sama akcja stanowi w społeczeństwie stosunkowo dobrze znane wydarzenie z czasu II wojny światowej, nie można tego samego powiedzieć o spoczywających na sopockim cmentarzu żołnierzach. O tym, kim byli, a tym bardziej, że ich groby znajdują w Sopocie, wie naprawdę niewielu.
- Wiedza, że na tym cmentarzu spoczywają ci bohaterowie dla społeczeństwa Wybrzeża jest sporym zaskoczeniem - mówi W. Stopczyński. - Uroczystość na cmentarzu w Sopocie odbywa się już po raz trzeci. Mam nadzieję, że dzięki obecności komandosów, harcerzy, kombatantów i przedstawicieli Muzeum II Wojny Światowej, uda się wiedzę o tych bohaterach wprowadzić do świadomości mieszkańców Pomorza - dodaje.
Kierownictwo Walki Podziemnej już w listopadzie 1943 r. wydało na Franza Kutscherę wyrok śmierci. Jego wykonanie powierzono dowódcy Kedywu płk. Augustowi Fieldorfowi „Nilowi”. Pierwsza próba likwidacji "kata Warszawy" została podjęta 28 stycznia 1944 r. Zakończyła się ona niepowodzeniem, ponieważ Kutschera tego dnia wyjechał z Warszawy. Wieczorem doszło jednak do nieoczekiwanego kontaktu bojowego żołnierzy oddziału z patrolem niemieckiej żandarmerii. Rannemu w wyniku wymiany ognia Janowi Kordulskiemu 1 lutego amputowano rękę. Mimo to, po kilku tygodniach powrócił do oddziału. Natomiast do udanej akcji zamachu na warszawskiego szefa policji i SS doszło 1 lutego. Straty niemieckie poniesione w jej wyniku wyniosły 5 osób zabitych i 9 rannych. Po stronie polskiej straty wyniosły 4 zabitych i 2 rannych.
Po wojnie, aby uniknąć prześladowań ze strony komunistycznej bezpieki, J. Kordulski i B. Srocki przenieśli się do Sopotu. Ich mogiły na cmentarzu katolickim dzieli odległość niespełna 150 m.