Komitet Obrony Demokracji, niezmordowany strażnik ładu demokratycznego w Polsce, tym razem postanowił stanąć murem za byłym prezydentem. Jak się bowiem okazało, potwierdzony fakt współpracy Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 1970-1976 oraz dyskusja nad tym epizodem z życia byłego lidera "Solidarności" nie mieszczą się w standardach demokratycznego państwa...
Ogólnopolski wiec poparcia dla Lecha Wałęsy odbędzie się w najbliższą niedzielę na pl. Solidarności w Gdańsku. "Sprzeciwiamy się fałszowaniu historii, które ma teraz miejsce! Nawet jeśli Lech Wałęsa popełnił w młodości jakiś błąd, bilans jego osiągnięć nie pozostawia wątpliwości" - piszą organizatorzy.
Mam nadzieję, że nikt się na tę jawną manipulację nie da nabrać. Wszak opublikowane przez IPN dokumenty nie odnoszą się do aktywności Lecha Wałęsy jako przewodniczącego strajku w Stoczni Gdańskiej i lidera "Solidarności". Nikt o zdrowych zmysłach dziejowej roli, jaką odegrał wówczas przyszły prezydent, nie podważa. Oczywiście, historycy i publicyści zadają zasadne pytanie: "Na ile fakt współpracy z lat 70. wpłynął na późniejsze decyzje Wałęsy?". Jednak samo jego postawienie nie oznacza "fałszowania historii", jak próbują to przewrotnie przedstawiać członkowie KOD.
Organizatorzy manifestacji mówią, że nie dadzą podeptać "legendy Wałęsy". Były prezydent to nie Smok Wawelski ani Pan Twardowski. To nie żaden "uniwersalny symbol", tylko człowiek z krwi i kości, bez którego nie można zrozumieć najnowszych dziejów Polski. Życiorys Wałęsy, jak niemal każdego człowieka, który zapisał się w historii, złożony jest z ciemnych, szarych i jasnych kart. W końcu, po 27 latach, stajemy przed szansą, by życie i działalność najsławniejszego elektryka świata zostały poddane rzetelnej, naukowej analizie i nareszcie przestały być "legendarne".
Jeśli więc nie o prawdę historyczną i obronę demokracji chodzi, to o co? Przedstawiciele KOD wpisują z premedytacją sprawę "teczek Bolka" w bieżący spór polityczny. W imię nienaruszalności narodowego sacrum zupełnie otwarcie opowiadają się za kłamstwem w życiu publicznym. Za nic mają fakty, racjonalne argumenty i dotychczas niepodważone ustalenia naukowców, do których w ogóle nie zamierzają się odnosić. Zamiast studzić emocje, rozkręcają narodową histerię pod przykrywką obrony człowieka, który "nie może się teraz bronić, bo jest w USA" - jak powiedział dzisiaj w Radiu Gdańsk Radomir Szumełda, pomorski koordynator Komitetu Obrony Demokracji.
Wałęsa może się bronić i robi to niemal codziennie, serwując opinii publicznej coraz to bardziej nieprawdopodobną wersję zdarzeń, oskarżając i obrażając przy tym wszystkich dookoła. Arogancja, buta, przekonanie o własnej wielkości to niezmienne cechy wałęsowskich postów.
Zamiast więc trwonić czas na kolejną polityczną hucpę, członkowie KOD powinni zajrzeć do dokumentów, publikacji oraz spisanych relacji Henryka Jagielskiego, Józefa Szylera czy Henryka Lenarciaka. Jestem pewien, że po takiej wstrząsającej lekturze już wkrótce zdecydują się na zorganizowanie wiecu solidarności z ofiarami donosów "Bolka". Powinni też stanąć w obronie wszystkich, którzy za głośne mówienie o współpracy Wałęsy z SB jeszcze nie tak dawno byli publicznie nazywani "nienawistnikami", "szaleńcami" i "oszołomami". Najwyższy czas, by ktoś ich w końcu przeprosił.