– Nie wchodzimy w rolę rodziców, tylko ich zastępujemy. Dla dzieci jesteśmy „ciocią” i „wujkiem”. Zawsze podkreślamy, że to rodzice dali im życie, i że to jest najcenniejszy dar – mówi Małgorzata Modzelewska.
Małgorzata wraz z mężem Eugeniuszem prowadzi w Gdyni Rodzinny Dom Dziecka. Obecnie sprawują pieczę zastępczą nad dziesięciorgiem dzieci. Wychowują także dwoje własnych pociech. Do tego dochodzą kot i pies, które adoptowali ze schroniska. – Wszystko zaczęło się w latach 90. XX w. Za dużo oglądaliśmy telewizji – śmieje się Eugeniusz. – Było tam wtedy wiele programów o pomocy dzieciom. Mieliśmy wówczas dwie własne córki. Po rozmowie z nimi doszliśmy do wniosku, że możemy tym dzieciakom pomóc – opowiada. Dziś ich córki są już dorosłe. Dwie spośród przysposobionych wówczas dziewczyn także „wyszły już z domu”. Obie mają już swoje dzieci. – Przyjeżdżają do nas z nimi. Dzielą się i radościami, i smutkami, razem spędzamy święta i wakacje. Traktują nas jak rodziców, choć zawsze mówiły do nas: „ciociu”, „wujku”. Raz tylko nasza wychowanka powiedziała do nas: „mamo” i „tato” – opowiada Małgorzata. – To było podczas błogosławieństwa przed jej ślubem – dodaje Eugeniusz. Po jego policzkach nagle płyną łzy...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.