- Tutaj mamy różne silniki. Ten to tzw. dwutakt, był wyjątkowo złośliwy. Lubił do tyłu ciągnąć. Wielokrotnie widziałem rybaków wracających tyłem do portu, bo silnik nie chciał zaskoczyć w dobrą stronę - śmieje się Jerzy Piątek, założyciel Rybackiego Mini Muzeum w Sopocie.
Na pomysł, aby gromadzić przedmioty związane z rybacką codziennością miał już dziadek pana Jerzego.
- Miał do tego smykałkę. Wynajdywał, a następnie znosił do domu różne rzeczy związane z rybołówstwem, które z uporem babcia mu wyrzucała. On się jednak nie poddawał i cały czas zaczynał od początku - mówi mężczyzna. Następnie kolekcjonerstwem zainteresował się ojciec pana Jerzego, a potem on sam.
- Przez lata pracowaliśmy razem. Obaj chcieliśmy zachować jakieś materialne ślady po rybakach. Stąd wziął się pomysł, aby to co udało się już uzbierać zgromadzić w jednym miejscu. Tak w 2000 r. powstał ten skansen - wyjaśnia pan Jurek.
Jest pasjonatem. Sam na morzu spędził ponad 40 lat i pamięta jak większość z prezentowanych w muzeum przedmiotów była jeszcze w użyciu.
- Sam grzałem ręce przy jednym z takich, znajdujących się wówczas w kubryku piecyków. Zarobek wiązał się z szybką i wydajną pracą, a można ją było w ten sposób wykonać jedynie, kiedy zdejmowało się rękawice. Więc, aby zachować chwytność palców, grzał się człowiek przy takim maleństwie - wyjaśnia.
Muzealny zbiór liczy setki, a nawet tysiące przedmiotów. Niektóre to już zabytki.
- Tutaj mamy część XIX-wiecznego kutra, a tam oryginalny hak abordażowy, którego używali piraci, chcący nielegalnie zająć inną jednostkę - wyjaśnia rybak.
Wśród ekspozycji znaleźć można m.in. sporą kolekcje kleszczek, czyli rybackich igieł czy stanowisko, przy którym wykonać można sieć. - Takie ręcznie wykonane sieci są naprawdę piękne. Teraz już się takich nie robi, bo wszystko produkują maszyny - mówi mężczyzna.
Pan Jerzy do „pracy" przychodzi codziennie, a każdego, kto zawita w jego progi i chce wysłuchać opowieści o rybackim życiu, obdarowuje bardzo ciekawą historią.
- To jest prawdziwe kuriozum techniczne, czyli skrzyżowanie roweru z fortepianem. Mamy tu pedał od roweru, nóżki od fortepianu, dzwonek wbity na zębatkę oraz ośkę z koła. Może i wygląda dziwnie, ale ten mechanizm to nic innego jak maszyna powroźnicza, która siłami dwóch ludzi skręci każdą linę. Potrzeba matką wynalazku i jak widać polski rybak doskonale to rozumie i potrafi zrobić coś z niczego - mówi z dumą.
Odwiedziny w mini muzeum są bezpłatne, przy wyjściu stoi jedynie świnka skarbonka. - Ta moja historia oparta jest na dobrej woli innych ludzi. Zbieram na czynsz i ogrzewanie, bo o ile ja jeszcze w zimie tu wytrzymuję, to niektóre eksponaty już nie - mówi rybak.
Pan Jerzy dogląda również pobliskiej kapliczki rybackiej „O szczęśliwy powrót" wzniesionej z okazji pobytu papieża Jana Pawła II w 1999 r. w Sopocie.
- Pewnej zimy, kiedy temperatura naprawdę mocno spadła, zastałem Jezusa ubranego w kufajkę. Ktoś najwyraźniej stwierdził, że skoro tak siedzi i wygląda tych rybaków, którzy z morza wracają to marznie. Kurtka była nowa i bardzo dokładnie założona. Trochę czasu zajęło mi wyswobodzenie z niej Jezusa - opowiada rybak.
Rybackie Mini Muzeum znajduje się w Sopocie przy Al. Wojska Polskiego 9. Czynne jest codziennie od godz. 14.30 do 20. Wstęp jest bezpłatny.
Więcej o Jerzym Piątku i jego minimuzeum w 32. numerze Gościa Gdańskiego.