- Naszą parafię odwiedzili goście z Gwadelupy. Bardzo roześmiani i wyluzowani. Spóźnimy się na pociąg? Świat się nie zawali. Pomylimy wagony? Przecież to nie problem. Było im nas żal, że wszędzie tak bardzo pędzimy i jesteśmy zestresowani - opowiada Izabela Bratkowska, wolontariuszka.
Mieszkańcy Pruszcza Gdańskiego, wolontariusze oraz księża spotkali się na uroczystym dziękczynieniu za Światowe Dni Młodzieży. Spotkanie odbyło się w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
Organizator ks. Andrzej Wiecki na wstępie podkreślił, że doświadczenie Boga jest owocem czasu przygotowania i samych ŚDM. - Chcemy dzielić się tym skarbem - powiedział. Po krótkim wprowadzeniu każdy otrzymał na karteczce jeden z "uczynków miłosierdzia".
Następnie wygłoszona została konferencja i odbyło się nabożeństwa krzyża, podczas którego wszyscy chętni mogli namaścić krzyż oliwą. - Chodziło o to, by poczuć się jak kobiety, które zastały pusty grób, by uznać Pana Jezusa za Zbawiciela. Nie zatrzymywać się na cierpieniu, ale oddać życie Chrystusowi - mówi I. Bratkowska.
Modlitewne spotkanie zakończyły wystawienie Najświętszego Sakramentu, uwielbienie i modlitwa wstawiennicza.
Uroczyste dziękczynienie było także okazją do wspomnień dotyczących pobytu gości w parafii. - Jeszcze podczas ŚDM rozmawiałam z panią pracującą w urzędzie. Ona powiedziała wówczas, że pielgrzymi z Gwadelupy dają nam więcej niż my im - opowiada I. Bratkowska.
- I rzeczywiście tak było. Mieliśmy okazję poznać inny sposób przeżywania wiary. Otwarty, radosny, niczym nieskrępowany. Nasi pielgrzymi z Gwadelupy, gdzie tylko mogli, manifestowali swoją radość z faktu bycia katolikami. Śpiewali na ulicy, tańczyli na dworcach. To było niesamowite.
Pielgrzymi z Gwadelupy przeżywają wiarę bardzo otwarcie i radośnie Izabela Bratkowska - Nieraz z tego powodu mieliśmy "problemy". Raz weszliśmy do złego pociągu. Część osób wsiadła, inni zostali na peronie bo byli zajęci śpiewem i grą. Nasi goście niespecjalnie się przejęli. My byliśmy zdenerwowani, oni - wręcz przeciwnie. Dziwili się, dlaczego przywiązujemy taką wagę do takich drobnostek. Pomylenie pociągu? Przecież to nie koniec świata. Było im nas żal, że tak bardzo wszędzie pędzimy i jesteśmy tak zestresowani - podkreśla.
- Jednak spędzając z pielgrzymami więcej czasu, szybko podchwyciliśmy takie podejście do życia. Innym razem czekając na pociąg, polscy wolontariusze włączyli się do wspólnego śpiewu i tańca. W ogóle nie zwracaliśmy uwagi na komunikaty. Na szczęście był z nami polski przewodnik, który usłyszał, że nasz pociąg zmienia peron. Gdyby nie on, pewnie wsiedlibyśmy do złego składu - wspomina.
- Cieszę się, że mieliśmy gości z Gwadelupy właśnie w Pruszczu, niewielkim mieście. Wcześniej obawialiśmy się, jak ciemnoskórzy pielgrzymi zostaną przyjęci. Tymczasem nie było żadnych problemów. Pielgrzymi sami krzyczeli do wszystkich "hello", co wywoływało uśmiechy i reakcje pozytywne. Szybko uczyli się języka polskiego, co budziło podziw Polaków. Pewien człowiek był zdziwiony, że zawołali "Dzień dobry" bez akcentu - podsumowuje wolontariuszka.