O budowaniu na fundamencie przeszłości, symbolicznym związku walki Żołnierzy Wyklętych z późniejszymi ruchami wolnościowymi oraz polskiej tożsamości Gdańszczan mówi dr Karol Nawrocki, naczelnik Okręgowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku.
Uroczysty pogrzeb "Inki" i "Zagończyka" ma w jakiś sposób w tym pomóc?
- Ten pogrzeb to przede wszystkim nasz obowiązek. Z drugiej strony jednak jest on także swoistą soczewką, przez którą możemy przyjrzeć się Polsce „ludowej”, która mordowała swoich bohaterów. Jest to także swoisty symbol zwycięstwa nad symboliką systemu komunistycznego, jego zbrodniami oraz próbą wymazania żołnierzy wyklętych z powszechnej pamięci. To wreszcie także symbol powrotu do normalności. Do państwa, w którym czci się bohaterów i po imieniu nazywa zdrajców. Pochówki „Inki” i „Zagończyka” oznaczają, że żyjemy w wolnej Polsce. Potępienie sprawców, zadośćuczynienie skrzywdzonym i przywrócenie pamięci o ofiarach - to zaledwie kilka punktów świadczących o procesie udanej transformacji kraju z systemu totalitarnego do demokratycznego. Ten pogrzeb ma także symboliczny wymiar dla Gdańska, który dzięki działalności V Wileńskiej Brygady AK nabiera jeszcze bardziej polskiego charakteru. W tej ziemi jest krew i serce polskich bohaterów - m.in. Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka", krew robotników; w końcu na tej ziemi narodziła się „Solidarność”. To ważny element naszej polskiej tożsamości.
Sami będąc symbolem, spoczną w symbolicznym miejscu...
- Ten cmentarz powstawał na początku XIX wieku, kiedy polscy żołnierze przybyli w to miejsce wraz z wojskami napoleońskimi. I tu, pod Górą Gradową, spoczęły już wówczas szczątki polskich żołnierzy. Potem cmentarz zapełniał się szczątkami zgodnie z dominacją żywiołów narodowych - najpierw mieszkańcami Prus, w czasie Wolnego Miasta Gdańska m.in. szczątkami marynarzy z krążownika Magdeburg czy policjantami WMG. Na cmentarzu Garnizonowym znajdują się także groby funkcjonariuszy UB. W 1947 roku tuż obok wzniesiono monumentalny pomnik płaczącej matki, wokół którego z honorami pogrzebano szczątki sowietów zdobywających Gdańsk w 1945 r. Nie walczy się z nagrobkami. Oni wszyscy są już przed obliczem Boga. Jednak zaledwie trzy-pięć metrów od tego miejsca - symbolu komunistycznej władzy - znajdują się groby "Inki" i "Zagończyka". Kwatera nr 14, w której odnaleziono ich ciała, była po wojnie wysypiskiem szczątków ludzkich zbieranych z całego Gdańska. Chowano tu zwłoki niezidentyfikowanych osób. Wśród nich, jak na śmietnik, wyrzucano tam także szczątki żołnierzy wyklętych. Pogrzeb polskich bohaterów jest więc dla nas, Polaków, w tym gdańszczan, symbolicznym przywróceniem świadomości na tym kawałku ziemi.
Kto jest organizatorem tych uroczystości?
- Głównymi organizatorami, przy udziale Kościoła, są IPN i "Solidarność". Dla mnie osobiście jest to wyjątkowe wydarzenie. Będę odpowiedzialny z ramienia IPN za organizację pogrzebu kogoś, kto umarł w czasie, kiedy mnie nie było jeszcze na świecie, a moi dziadkowie przeżywali swoją młodość. Inka została zamordowana 37 lat przed moim urodzeniem. To skłania do refleksji nad najnowszą historią Polski. Czuję się uczestnikiem swoistej sztafety pokoleń. Myślę, że uroczystość powinna się odbyć przy obecności tłumów Polaków. Wierzę też, że powstanie tam kiedyś piękne Mauzoleum Żołnierzy Wyklętych. A uroczystość w pewnym sensie przyćmi obecność zniewolicieli Gdańska z roku 1945, którzy odtąd będą leżeli obok prawdziwych żołnierzy wolności - "Inki" i "Zagończyka".