Celem akcji "Przekażmy sobie znak pokoju" nie jest jedynie promowanie szacunku wobec osób homoseksualnych, lecz pełna akceptacja postulatów środowisk LGBT.
Cieszę się, że inicjatorzy głośnej kampanii zwracają uwagę na ważny problem nietolerancji i mowy nienawiści. Od dłuższego czasu obserwuję jak przedstawiciele środowisk LGBT zabierają głos w sprawach Kościoła, krytykując samą instytucję, biskupów czy księży.
Niestety te antykościelne postawy nierzadko przybierają formy niedopuszczalne - dyskryminacyjne i obrazoburcze.
Tak było choćby w przypadku dwóch ustawek w kościele św. Anny w Warszawie czy bazylice Mariackiej w Gdańsku. Tak było podczas promowania przedstawienia "Golgota Picnic" obrażającej uczucia religijne wielu katolików. Tak było w czasie jednej z gdańskich manif.
Jak dziś pamiętam Roberta Biedronia stojącego pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, który wskazując na wizerunek Matki Bożej mówił: "Pamiętajmy kto był patronem strajkujących załóg. To była kobieta. Matka Boska jest przykładem tego jak można być silną kobietą". Tuż obok wizerunku Maryi zawieszone zostały wówczas postulaty demonstrujących na czele z prawem do aborcji.
Pamiętam też jak ten sam Robert Biedroń w ramach Tygodnia Apostazji zachęcał wyborców do odchodzenia z Kościoła (patronem tamtego wydarzenia był pewien antyklerykalny tygodnik). Nie mówiąc już o wszechobecnym hejcie pod adresem Kościoła i katolików, na portalach społecznościowych czy forach.
Przypuszczam jednak, że zwrócenie uwagi opinii publicznej na trudną sytuację coraz częściej dyskryminowanych katolików to nie jedyny cel kampanii.
"Z wartości chrześcijańskich wypływa konieczność postawy szacunku, otwarcia i życzliwego dialogu wobec wszystkich ludzi, także homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych" - czytamy na stronie internetowej akcji.
"Wierzę, że przyjdzie taki czas, że osoby homoseksualne będą mogły uczestniczyć w życiu Kościoła" - dodała dziś w Radiu Gdańsk, Anna Strzałkowska, członkini Stowarzyszenia Tolerado, która żyje w zalegalizowanym związku homoseksualnym i wychowuje dziecko.
Oba cytaty sprawiają wrażenie, jakby Kościół w swoim nauczaniu nawoływał do dyskryminacji osób homoseksualnych i wypychał je siłą ze wspólnoty.
Jest zupełnie inaczej. Oczywiste są dla katolika słowa papieża Franciszka, który powołując się na Katechizm Kościoła Katolickiego, stwierdził: "Jeśli ktoś jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga, ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać?".
Organizatorzy akcji mają więc absolutną rację, sprzeciwiając się obraźliwym i wulgarnym sformułowaniom, które nierzadko padają wobec osób homoseksualnych. Problem w tym, że za nietolerancyjne często uznawane jest każde krytyczne zdanie wobec postulatów, na rzecz których środowiska LGBT lobbują.
Nie dajmy się więc nabrać. Rzeczywistym celem akcji nie jest jedynie promowanie szacunku, lecz pełna akceptacja określonych rozwiązań - doprowadzenia do prawnej legalizacji związków homoseksualnych czy tzw. homoadopcji.
Tymczasem w Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy wyraźnie, że "osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej".
Dowiadują się tego członkowie grup Courage, działających w kilkunastu krajach na pięciu kontynentach. Podstawą tych duszpasterstw pomagającym katolikom-homoseksualistom żyć zgodnie z nauczaniem Kościoła, jest gotowość do zaakceptowania Słowa Bożego jako reguły życia.
Działacze LGBT, którzy chcieliby w tym momencie powołać się na papieża Franciszka, nie znajdą ani jednej wypowiedzi, w której ojciec święty kwestionowałby nauczanie Kościoła w tym temacie.
Papież wyraźnie stwierdził natomiast, że "lobbowanie na rzecz homoseksualizmu jest złem". Jeszcze jako kardynał Bergoglio otwarcie sprzeciwił się też wprowadzeniu do ustawodawstwa małżeństw osób tej samej płci.
Podobnie postąpił już jako papież, popierając Słowaków, którzy w referendum opowiedzieli się przeciwko tak zwanym małżeństwo homoseksualnym.
Pytanie do inicjatorów akcji: czy jednoznaczne postawa i słowa papieża kwalifikują się już jako "nietolerancyjne"?