- Nie ma szczęścia bez miłości - mówił Jacek Pulikowski, katolicki specjalista od spraw rodziny i małżeństwa.
W kościele pw. św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie 22 września odbyło się spotkanie z J. Pulikowskim. Katolicki specjalista od spraw rodziny i małżeństwa mówił o "wewnętrznej walce mężczyzny o miłość".
- Czego potrzeba, żeby mężczyzna podjął walkę o miłość? Musi widzieć i rozumieć jej sens oraz wierzyć, że jej sukces jest realny - rozpoczął. - Rozmawiam z wieloma facetami, którzy na samym wstępie są zniechęceni. "Próbowałem tak, próbowałem owak, nic nie przynosiło rezultatu, bo ona i tak wie swoje. Nie ma sensu czegokolwiek zmieniać, o cokolwiek walczyć. Moja żona zrobi po swojemu. Ja się poddaję". No, panowie, z takim podejściem to daleko nie zajdziemy.
Co mężczyźni mają do dyspozycji, gdy już zdecydują się walkę o miłość podjąć? - Swój rozum, wolę oraz Bożą łaskę. Towarzyszyłem setkom sytuacji "okołorozwodowych" i wiem z całą pewnością: tam, gdzie ludzie padają na kolana, idą do spowiedzi, wracają do sakramentów, ponownie zaczynają się modlić, udaje im się podnieść, chociaż po ludzku wydaje się to już niemożliwie - podkreślił J. Pulikowski. - Miejmy trochę pokory, żeby uznać, że o własnych siłach nie damy rady - dodał.
- Każdy mężczyzna powinien rozeznać, na czym polega jego szczęście. Z tego rozeznania powinna płynąć tylko jedna odpowiedź: na miłości. Nie ma szczęścia bez miłości. Taka jest natura człowieka. Jednak trzeba też pamiętać, że nie ma łatwego szczęścia, a ważnym jego elementem jest trud włożony w jego osiągnięcie. Walcząc o swoje szczęście, jednocześnie walczymy o szczęście żony i naszych dzieci. To jest bardzo ściśle związane - zaznaczył.
- Kiedy już dojdziemy do tej prawdy, musimy podjąć odpowiednią strategię walki o szczęście (czyli miłość) i cierpliwie wdrażać ją w życie, ciesząc się z drobnych sukcesów. Gdy w końcu osiągniemy "zwycięstwo", nie ukrywajmy go przed światem, naszymi znajomymi, sąsiadami. Nie bójmy się głośno o nim mówić. To swoiste apostolstwo. "Ty, katolik, praktykujący, chodzisz z żoną za rękę, szanujecie się nawzajem, wspieracie, kochacie? To niemożliwe! Z jedną żoną całe życie? Okropne nudy!" - będą krytykowali. "Nieprawda, to największa przygoda i największe szczęście, jakie mnie spotkało" - odpowiedz. W końcu zaczną mówić: "Patrz, jak oni się kochają. My też tak chcemy".
Jak podkreślił J. Pulikowski, najtrudniejszym elementem walki o miłość jest odkrycie właściwej drogi. - Jak osiągać szczęście? Jest tylko jeden sposób przemiany człowieka. Pisał o tym Jan Paweł II. Osoba staje się taka, jakie są jej czyny. Jeśli chcesz cokolwiek w swoim życiu zmienić, ustal sekwencję dobrych czynów, zacznij je wypełniać, a one ciebie "wyrzeźbią". Nie wielkie i krótkotrwałe, ale małe i trwałe. Jedno wspólne "Ojcze nasz". Pocałunek przed wyjściem do pracy. Kwiatek. Uśmiech. Dobre słowo. Cierpliwe realizowanie drobnych gestów i czynów przemieni na lepsze każdą relację.
J. Pulikowski mówił także o pułapkach, które mogą czyhać na mężczyzn w drodze do szczęścia. - Naszym największym autorytetem jest nasz własny rozum. Trudno robić nam cokolwiek wbrew niemu. Popełniamy tutaj jednak pewien błąd. To, co logiczne, nam wydaje się prawdziwe. Takie myślenie zawodzi w podejściu do kobiety. Dlaczego? Bo jej myślenie nie jest logiczne, ale oparte na emocjach i uczuciach. A my powinniśmy to uszanować - zaznaczył.
- Wielu z nas ma także problem z przyznaniem się do błędu. Mężczyzna, wykorzystując łatwość tworzenia ciągów logicznych, potrafi w każdej sytuacji "udowodnić" żonie, że jakaś niemiła sytuacja, która się wydarzyła, to jej wina. To wielka pułapka. Jeśli uroimy sobie, że wszystko jest winą drugiej strony, to po co właściwie mamy się zmieniać? "To ona ma się zmienić, poprawić, a nie ja" - możemy pomyśleć. Bardzo wielu mężczyzn nie rozwija się w miłości właśnie dlatego, bo nie potrafi przyznać się do winy. Nie jest w stanie odpuścić i przeprosić.
Spotkanie z J. Pulikowskim zorganizowało Bractwo św. Pawła. Dodatkowe informacje na temat działalności formacji męskiej TUTAJ.
Więcej o spotkaniu z J. Pulikowskim w 40. numerze "Gościa Gdańskiego" na 2 października.