Pełna wersja rozmowy z szefową gdańskiej telewizji. O zmianach, jakie w minionym roku zaszły w gdańskim ośrodku telewizji publicznej, planach i nadziejach na przyszłość oraz starych "towarzyszach" w radach programowych telewizji mówi Joanna Strzemieczna - Rozen, dyrektor gdańskiej TVP.
Czego dzisiaj potrzeba, by zbudować silne media narodowe?
To może brzmi dość przyziemnie, ale rozwój mediów narodowych w dużej mierze zależy od pieniędzy. Potrzebna jest zmiana ustawy medialnej. Chodzi o mądre finansowanie mediów publicznych. Podstawą jest abonament. Najwyższy czas także, by przyjrzeć się firmom prywatnym na tym rynku. To dziwna sytuacja, kiedy media narodowe aby realizować programy misyjne, muszą walczyć o sponsorów. My produkujemy wyłącznie misyjne programy. Jednak gdybyśmy mieli je robić bez udziału sponsorów, środków finansowych zabrakłoby nam już w pierwszym kwartale. Jest kilka firm, dzięki którym dzisiaj funkcjonujemy. Mamy oddanych firmie fachowców. Ludzi z pomysłami, wiedzą i ogromnymi umiejętnościami. Bardzo dobrze, że pojawia się także wielu młodych, nieskażonych przeszłością.
Są plany, są sukcesy... ale nie brakuje na waszej drodze także problemów...
Bardzo dziwi mnie na przykład fakt, że wszyscy ludzie, którzy w telewizji publicznej zajmują stanowiska związane z produkcją są zobowiązani do składania oświadczeń lustracyjnych, a członków rad programowych ta zasada nie obejmuje. To luka w prawie, która generuje dziwne sytuacje. Życiorys jest jaki jest i nie da się go zmienić. Ja akurat od dziecka byłam w opozycji. Niektórzy zaś z nowopowołanych członków rad aktywnie wspierali reżim komunistyczny. Prezes radia był więziony w czasie stanu wojennego, a dzisiaj jego prace oceniać będzie człowiek, który specjalizował się w egzekutywach PZPR. Sytuacja jest kuriozalna, jak z sennego koszmaru.
Pod adresem TVP często padają dzisiaj oskarżenia, że jesteście telewizją PiS-u...
Zawsze mnie to śmieszy. Żeby zobaczyć bezsensowność takich oskarżeń wystarczy w sobotę o godz. 10.30 obejrzeć nasz program polityczny "Wywiadówka". Emitujemy go na żywo. Do studia zapraszamy po jednym przedstawicielu ze wszystkich partii. Z partii rządzącej jest także jedna osoba. Cała reszta to tzw. opozycja. Często jest tak, że pięciu ludzi atakuje tego jednego, twierdząc, że w Polsce nie ma demokracji. To zabawne, bo robią to mając do dyspozycji program na żywo, który ze swej natury nie może podlegać żadnej manipulacji.
Czasami oglądam programy realizowane przez naszą prywatną konkurencję. Pojawia się tam powtarzanie w kółko tych samych opinii, a sposób przekazu treści przypomina proste psychologiczne kodowanie. Ze świecą szukać też szukać tam programów na żywo, a prezentowane na antenie dyskusje polityczne są zwyczajnie montowane. My zapraszamy do programu wszystkich i nadajemy na żywo. Nikt nie cenzuruje wypowiedzi. U nas jest prawdziwa demokracja. To kompletnie nietrafiony zarzut.