Pełna wersja rozmowy z szefową gdańskiej telewizji. O zmianach, jakie w minionym roku zaszły w gdańskim ośrodku telewizji publicznej, planach i nadziejach na przyszłość oraz starych "towarzyszach" w radach programowych telewizji mówi Joanna Strzemieczna - Rozen, dyrektor gdańskiej TVP.
Ks. Rafał Starkowicz: W przestrzeni publicznej doświadczyliśmy w minionym roku wielu zmian. Co takiego zmieniło się w gdańskim ośrodku TVP?
Joanna Strzemieczna - Rozen: To był dla nas bardzo pracowity rok. Udało się nam stworzyć w Gdańsku bardzo dobry, profesjonalny zespół, który podejmuje się wielu ciężkich zadań zarówno w pracy reporterskiej, jak i w przygotowywaniu dużych produkcji. Cały czas podkreślam, że telewizja to są ludzie. Aby tworzyć atrakcyjne programy potrzeba jednak także profesjonalnego sprzętu i odpowiedniej infrastruktury. A sytuacja, jaką zastałam rok temu była w tej dziedzinie katastrofalna. Lata zaniedbań zrobiły swoje. Ale staramy się prężnie działać.
Rozpoczęliśmy prace nad całkowitą zmianą scenografii studia informacyjnego. To pierwsza taka zmiana od 10 lat. Pozyskaliśmy też obietnicę, że dostaniemy nowy wóz satelitarny, nadający w jakości HD. To dla nas bardzo ważna sprawa. Z każdym rokiem topnieją środki finansowe przeznaczane na działanie ośrodków regionalnych. Musimy mocno działać w sferze pozyskania sponsorów i reklamodawców. A kiedy chcemy zrobić jakąś transmisję komercyjną, każdy pyta najpierw czy mamy sprzęt HD. W planie inwestycyjnym jest także budowa nowego ośrodka. Ten, który jest, generuje każdego miesiąca ogromne opłaty eksploatacyjne. To wielki budynek, wykorzystywany zaledwie w jednej trzeciej.
W minionych latach telewizja regionalna doświadczyła wielu cięć budżetowych...
Nasz zespół jest niewielki. Myślę, że ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. W porównaniu z Radiem Gdańsk, u nas na etatach zatrudnionych mamy zaledwie jedną trzecią liczby ich pracowników. To właśnie wynik polityki poprzedniego zarządu. Najpierw wyleasingowano ludzi do firmy zewnętrznej, później firma Leasing Team się zwinęła, a z nimi nie odnowiono już później umowy. W całej TVP nie ma ani jednego dziennikarza czy reportera zatrudnionego na etacie. Są oni albo współpracownikami, albo maja swoje firmy.
Pozycja mediów publicznych przez lata była względem nadawców prywatnych konsekwentnie i świadomie osłabiana. Na Wybrzeżu zdarzało się nawet, że samorządowcy, w których interesie - jak by się mogło wydawać - jest mocna pozycja mediów publicznych, preferowali media prywatne. Widać to było chociażby w kwestii zamawianych reklam. Ostatnie osiem lat to był dla telewizji regionalnych czas tracenia widzów i eksperymentów na żywym organizmie. Często wręcz zamierzonych działań, które - w moim przekonaniu - miały doprowadzić do likwidacji ośrodków regionalnych. Dzisiaj podejmujemy działania, by odzyskać widzów. Bardzo mi na tym zależy.
Jakie to działania?
Jestem bardzo dumna z produkcji, które powstały w minionym roku. Także z nowych programów. Cieszę się, że magazyn katolicki "Droga" jest obecnie emitowany co tydzień. Jesteśmy w trakcie produkcji filmu o księdzu Zator-Przytockim. Program "Świat nie jest taki zły" dostał pierwszą nagrodę na wewnętrznym konkursie telewizyjnym, który przygotowuje Małgosia Mrozowska-Krawczyk. Oceniono go jako najlepszy program publicystyczny w Polsce. Wznowiliśmy też duże produkcje na antenę regionalną. Nadajemy na żywo program sportowy "Cały ten sport" oraz program polityczny "Wywiadówka" Małgosi Rakowiec.
Ostatnio zrobiliśmy także koncert noworoczny. To pierwsze takie wydarzenie od ponad 10 lat zrealizowane w dużym studio. Mogę powiedzieć, że nasi ludzie spisali się doskonale. Mamy magazyn reporterów "Kontrplan", "Forum gospodarcze" i "Polskę morską". Przez 4 letnie miesiące robiliśmy co tydzień na żywo programy "Pomorze na weekend". Byliśmy wszędzie, często w takich miejscach do których nigdy wcześniej telewizja nie zawitała. Działo się to z ogromnym zaangażowaniem całego zespołu. Wyprodukowaliśmy pięć megaprodukcji. Wśród nich festiwal "Dwa teatry", na przygotowanie którego mieliśmy zaledwie dwa miesiące. Najważniejszym jednak wydarzeniem była relacja z pogrzebu "Inki" i "Zagończyka".
Takiego wydarzenia nie było jeszcze w tym ośrodku. Do tego należy dodać festiwal żołnierzy wyklętych, koncert "Energia wolności" 31 sierpnia oraz ten w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Uważam, że dzięki wspaniałym ludziom telewizja wywiązała się z tego bardzo dobrze. Wielu z nich zaczęło pracę w ciągu minionego roku.
A jakie macie plany na przyszłość?
Rozpoczęliśmy rejestrować wywiady z żyjącymi jeszcze żołnierzami AK, NSZ oraz Gryfa Pomorskiego. Nazwaliśmy to "Partyzanckie historie". Program będzie gościł raz w tygodniu na naszej antenie. Zamierzamy też w najbliższym, czasie uruchomić dwie nowe produkcje. Pierwsza to program interwencyjny dla mieszkańców Wybrzeża. Chcemy jeździć z naszym mniejszym wozem satelitarnym w różne miejsca regionu i nie tylko pokazywać ludzkie problemy, ale także pomagać je rozwiązywać. Zależy mi także na tym, żeby powstał magazyn kociewski. Mamy program o Kaszubach. Ale w naszym zasięgu jest także Kociewie, które bywa traktowane po macoszemu. W tym roku mija 100 lat od gdańskiego epizodu Marszałka Piłsudskiego, który był tutaj więziony. Planujemy zrobić o tym duży materiał. Czeka nas także pogrzeb zamordowanych przez komunistyczne władze komandorów.