O pierwszomajowych pochodach, zawłaszczeniu robotniczego święta przez komunistów oraz roli związków zawodowych mówi Andrzej Michałowski, członek opozycji solidarnościowej i były więzień polityczny.
Nie baliście się represji?
- Wykorzystaliśmy komunistyczne święto. Zjednoczyło nas hasło: "Dość bezprawia junty". Wtedy nie chodziło nam nawet o prawa pracowników czy czas pracy. Ludzie nie mogli już znieść tej czerwonej zarazy. Uznaliśmy, że 1 maja nie będą nas bili. Można wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby w świat poszły zdjęcia, jak władza robotnicza w dniu robotniczego święta bije robotników. To był niezwykle sprytny pomysł. Zadziałał. Podsunął go Harasimowicz, a w tym przekonaniu utwierdził nas Roman Żyromski z Przedsiębiorstwa Robót Czerpalnych i Podwodnych. Powiedział: "Nie zaatakują nas. Najpierw musieliby pobić własnych ludzi. Ciekawe, co by się działo w takim przypadku, jak pobici przyszliby do pracy w poniedziałek...". I dokładnie tak było. Komitetu Wojewódzkiego strzegło zaledwie kilku zomowców. Niektórzy myśleli, że komuna odpuściła.
A jak było w rzeczywistości?
- To okazało się już w poniedziałek 3 maja. Ks. Stanisław Bogdanowicz na 18.00 zorganizował Mszę za ojczyznę. Wszystko było jak dawniej. Kiedy ok. 30 tys. ludzi spotkało się pod bazyliką Mariacką, wejścia do niej broniły ogromne siły ZOMO. Wtedy to nie były już jakieś potyczki. To były prawdziwe bitwy. W Gdańsku powstały barykady. I wtedy zomowcy rzeczywiście bili.
Co sądzi Pan o organizowaniu dzisiaj uroczystości pierwszomajowych?
- Gdyby był to symbol walki o prawa pracownicze, byłoby w porządku. Ale okazało się, że czerwoni zrobili swój własny interes. Komuniści to święto niejako sprofanowali. Gdyby było inaczej, każdy pracownik mógłby się pod tym świętem pracowniczym podpisać. Ci, którzy mają w garści biznes, za nic mają pracowników. Dzisiaj jest także wiele oszustw polegających na wykorzystywaniu pracowników. Podobnie, jak za komuny. Ale komuniści zrobili z tego święto poparcia dla swojej partii. Zawłaszczyli je. Już nie da się do niego wrócić. Dzisiaj czerwoni politycy w dalszym ciągu wykorzystują je dla swoich celów. A jednocześnie wielu z ich jest pracodawcami, którzy nie uwzględniają praw swoich pracowników. To rodzaj absurdu, od którego zbiera na wymioty.
Jaką widzi Pan zatem alternatywę?
- W Kościele od wielu lat pewnym balansem dla tego robotniczego święta jest wspomnienie św. Józefa. Jest okazją do podkreślenia podmiotowości człowieka oraz godności i wartości ludzkiej pracy. Kościół zresztą od ponad 100 lat przypomina, jak powinny wyglądać warunki pracy robotnika. Myślę, że to dla nas dzisiaj jest najwłaściwsza droga.