O braku pluralizmu w Gdańskim Tygodniu Demokracji mówi Andrzej Skiba, prezes Instytutu Debaty Publicznej.
Jan Hlebowicz: W tym roku IDP nie bierze udziału w trwającym do 18 września Gdańskim Tygodniu Demokracji, ponieważ, jak możemy przeczytać w Państwa oświadczeniu, "nie popiera obecnej formuły i kształtu tego wydarzenia". Co Państwu się nie podoba w demokracji?
Andrzej Skiba: Nasze oświadczenie jest odpowiedzią na zdjęcie opublikowane na oficjalnym koncie miasta Gdańsk na Twitterze. Fotografia, na której są nasi przedstawiciele, została zrobiona przed rokiem. Tymczasem podpis dotyczy tegorocznego GTD. Dlaczego tym razem postanowiliśmy całkowicie odciąć się od tej inicjatywy? Podstawą demokracji jest wymiana poglądów, opinii, dyskutowanie o wartościach. Warunkiem uczciwej debaty jest szerokie spektrum poglądów. W przypadku Gdańskiego Tygodnia Demokracji zabrakło pluralizmu, czyli zasadniczego elementu demokracji.
Jakieś konkrety?
Do panelu pt. "Czy demokracja jest potrzebna, aby wieść dobre życie?" zaproszono wyłącznie przedstawicieli jednej ze stron toczącego się w kraju sporu ideowo-politycznego. Wśród komentatorów znaleźli się dziennikarze identyfikowani z nurtem lewicowo-liberalnym i linią krytyczną wobec rządu - Dominika Wielowieyska, Renata Kim, Bartosz Węglarczyk, Jacek Pałasiński, reprezentujący takie media, jak "Gazeta Wyborcza", "Newsweek", TVN. Żeby było jasne - nie ma niczego złego w zapraszaniu dziennikarzy krytykujących rząd czy reprezentujących bardziej lewicowy światopogląd. Problem polega na tym, że do debaty nie został dopuszczony żaden przedstawiciel mediów konserwatywnych. To przykład ideologizacji, indoktrynacji i wykorzystywania miejskich pieniędzy do forsowania określonej wizji państwa, społeczeństwa i koncepcji politycznych.
Gdański Tydzień Demokracji to jedno wydarzenie. Może to "wypadek przy pracy"?
Niestety, nie. Od dłuższego czasu obserwuję pogarszający się poziom debaty publicznej w Gdańsku, przejawiający się m.in. nieprzestrzeganiem zasady pluralizmu w dyskusjach organizowanych z publicznych pieniędzy i pomijaniem głosu mieszkańców. Oczywiście, nie potępiamy wszystkich działań władz miasta. Sam fakt dostrzegania potrzeby konsultowania pewnych rzeczy z mieszkańcami jest dobrym sygnałem. Niestety, władze bardzo często jedynie pozorują dialog: "Zobaczcie, spotykamy się, dyskutujemy, jesteśmy otwarci". I na tym koniec. Ustalenia wynikające z konsultacji zazwyczaj nie są brane realnie pod uwagę.
Proszę o przykłady.
Rok temu władze miasta zignorowały głosy mieszkańców, którzy nie chcieli kontrowersyjnych, prywatnych, płatnych parkingów w okolicach Pasa Nadmorskiego. Głos mieszkańców nie został usłyszany przez rządzących także w kwestii budowanej w centrum miasta kolejnej, niepotrzebnej galerii handlowej - Forum Gdańsk. I ostatni przykład - dwukrotnie występowaliśmy publicznie do prezydenta Pawła Adamowicza o zorganizowanie debaty "Za lub przeciwko przyjmowaniu imigrantów". Takie było zapotrzebowanie społeczne. Do dzisiaj nie odbyła się merytoryczna dyskusja na ten temat, a gdańszczanie zostali pozbawieni możliwości zabrania głosu.
Uczciwa debata to jaka debata?
Pluralistyczna, uczciwie moderowana, dająca możliwość zabrania głosu przez publiczność. Naszym zdaniem, interesującym przykładem jest model fishbowl, w którym obok 4 miejsc eksperckich ustawionych w okręgu znajduje się piąte dla osoby z zewnątrz. Każdy z publiczności może podejść i wystąpić w charakterze jednego z dyskutantów. IDP regularnie organizuje debaty na ważne społecznie tematy. Jedną z nich była debata pt. "Dobra zmiana? Bilans roku rządów Prawa i Sprawiedliwości". Zaprosiliśmy do niej przedstawicieli PO, Nowoczesnej, PiS oraz Kukiz’15. Pluralizm poglądów został zachowany.
Więcej o działaniach Instytutu Debaty Publicznej oraz sztuce dyskusji w 38. numerze "Gościa Gdańskiego" na 24 września.