− Polacy w Gdańsku byli zawsze ludźmi drugiej kategorii. Taki stan rzeczy zamiast zmienić się po wojnie na lepsze – pozostał. Nazywano nas „Niemcami”, „szwabami”, „hitlerowcami” − wspominała Gertruda Wiewiórowska, wybitna przedwojenna tenisistka, zawodniczka Gedanii.
Założona w 1922 r. Gedania była dla polskiej mniejszości żyjącej w Wolnym Mieście Gdańsku czymś więcej niż tylko klubem sportowym. Zrzeszała całe rodziny, których członkowie oddani byli biało-amarantowym barwom na dobre i złe. Poprzez członkostwo wyrażali swoje aspiracje, ambicje i okazywali patriotyzm. Odnosili także spektakularne sportowe sukcesy, co nierzadko doprowadzało do wściekłości niemieckich kibiców oraz lokalne władze. Za swoje oddanie ojczyźnie zapłacili ogromną cenę. Trafiali do niemieckich obozów koncentracyjnych. Byli bestialsko mordowani. Kiedy po wojnie do ich ukochanego Gdańska przyszła Polska bolszewicka, też nie zostali docenieni. Wręcz przeciwnie − komunistyczne władze próbowały wymazać gedanistów ze zbiorowej pamięci. Niestety, w znacznej mierze to się udało. Wystarczy spojrzeć, w jakim stanie są dziś boisko Gedanii i budynki klubowe, które z roku na rok popadają w coraz większą ruinę. – Jako człowiek wychowany w patriotycznym duchu Gedanii mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy ten bardzo zasłużony, najstarszy, a dzisiaj niestety niemal całkiem zapomniany polski klub sportowy doczeka należnego mu szacunku i odrodzenia – podkreśla Jan Małgorzewicz, syn wybitnego gedanisty Franciszka Małgorzewicza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.