Umierali, można rzec, wszędzie

Nowa wystawa w Muzeum II Wojny Światowej poświęcona pracy przymusowej i niewolniczej obywateli polskich na rzecz III Rzeszy.

W Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku 23 listopada otwarta została nowa wystawa czasowa "Zachować pamięć. Praca przymusowa i niewolnicza obywateli polskich na rzecz III Rzeszy w latach 1939-1945". Ekspozycja opracowana przez Fundację "Polsko-Niemieckie Pojednanie" będzie prezentowana do końca grudnia.

Wystawa ukazuje mało znany w Niemczech i w Polsce obraz nazistowskiej polityki okupacyjnej wobec obywateli polskich w latach II wojny światowej. - Do Trzeciej Rzeszy zostało wywiezionych prawie 3 mln polskich robotników przymusowych. Kilkunastogodzinny tryb pracy, katastrofalne warunki higienicznie, brak opieki medycznej, powszechny głód doprowadziły do śmierci wielu z nich - podkreśla Jakub Deka, koordynator działu programowego FPNP.

SS i Wehrmacht organizowały łapanki wśród ludzi przebywających na ulicach, rynkach, dworcach kolejowych, w tramwajach i kościołach, których następnie deportowano na roboty przymusowe.

Polacy wywiezieni do Trzeciej Rzeszy zatrudniani byli przede wszystkim w rolnictwie i przemyśle. Czas pracy wynosił od 10 do 12 godzin dziennie. Warunki życia, zakwaterowanie, wyżywienie urągały ludzkiej godności.

"Przeznaczone dla nas kartki żywnościowe zabierała gospodyni i my nigdy ich nie oglądaliśmy. Ciemny chleb przydzielano nam raz w tygodniu, w ilości bardzo skąpej. Na obiad dostawaliśmy zupę lub kapustę albo kaszę z olejem" - wspominał Jan Rurarz.

- Wszyscy Polacy musieli nosić specjalną oznakę narodowościową z literą "P" i przestrzegać rygorystycznych zasad. Nie mogli swobodnie korzystać z komunikacji publicznej. Kontakty z ludnością niemiecką, innymi robotnikami przymusowymi, a nawet własną rodziną były surowo zabronione. Za utrzymywanie intymnych relacji z Niemkami groziła kara śmierci - mówi Agnieszka Dzierżanowska, historyk z FPNP.

Na jeszcze cięższe warunki skazani byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. Osadzeni pracowali w kamieniołomach lub fabrykach zbrojeniowych. Niemieckie przedsiębiorstwa traktowały więźniów jak niewolników. Tak było w przypadku firm Siemens, Krupp czy IG Farben.

"Każdy dzień spędzony w kamieniołomach na śniegu, na mrozie, przy niedożywieniu i ciężkiej pracy polegającej na kopaniu kilofem lub łopatą w zmarzniętej ziemi oraz na przenoszeniu głazów, gruzu, kamieni z miejsca na miejsce bez żadnego celu przekonywał nas coraz bardziej, że dni nasze są policzone" - wspominał Józef Talikowski.

Umierali, można rzec, wszędzie   Zaprezentowana w Muzeum II Wojny Światowej wystawa czasowa "Zachować pamięć" wzbudziła duże zainteresowanie Jan Hlebowicz /Foto Gość "Więźniowie wyczerpani długotrwałą ciężką pracą przy głodowych racjach żywnościowych umierali, można rzec, wszędzie. Barak, marsz, apel, warsztat. Trupy rozebrane do naga, przypominające raczej szkielety niż ciała ludzkie, wyrzucane były na samochody i wywożone do krematorium" - opowiadał Henryk Jakubowski, więzień KL Mauthausen.

Od 1991 roku ofiarami niemieckiej polityki w czasie II światowej opiekuje się Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie".

- Od kilkudziesięciu lat zajmujemy się wypłatami niemieckich świadczeń finansowych dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych i robotników przymusowych Trzeciej Rzeszy, niesieniem pomocy żyjącym ofiarom nazizmu, ale także działamy na rzecz polsko-niemieckiego dialogu - informuje J. Deka.

- Poszkodowanym wypłaciliśmy już przeszło 4,7 mld zł, pochodzących z różnych funduszy zagranicznych - dodaje.


Więcej na ten temat w 48. numerze "Gościa Gdańskiego" na 3 grudnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..