Sympatyczny pyszczek, bystre spojrzenie i mnóstwo śmiesznych filmów na YouTubie. Niech jednak nie zmylą nas pozory. Te niewinnie wyglądające zwierzęta przenoszą groźne choroby i są niebezpieczne dla innych gatunków.
Miłośnicy leśnych spacerów w Trójmieście i okolicach mogą natknąć się na niecodzienne zjawisko – buszującego wśród drzew szopa pracza. Dlaczego niecodzienne? Ponieważ drapieżniki te są w Polsce gatunkiem obcym. Skąd zatem wzięły się na Pomorzu? I jak powinniśmy zareagować, kiedy na naszej drodze stanie ten zwierzak? Dorosły szop pracz waży ok. 5 kg i mierzy nawet do metra długości (z ogonem). Posiada szeroką głowę, wąski pysk, niewielkie uszy i ostre pazury. Do tego ma charakterystyczne ubarwienie − w okolicy oczu futro jest czarne, a powyżej znajdują się jasne paski. Mimo miłej prezencji szopy pracze stanowią zagrożenie dla rodzimej przyrody. Przede wszystkim dla drozdów, ptaków siewkowych i wodno-błotnych, a także dla rzadkich gatunków, takich jak głuszec i cietrzew. − Chociaż szopy pracze wyglądają na niegroźne i sympatyczne stworzenia, to ich obecność stanowi problem. Umieją dobrze pływać i z wprawą wspinają się po drzewach, przez co z łatwością przychodzi im rabowanie ptasich gniazd. I to zarówno tych ukrytych w szuwarach, jak i dobrze zabezpieczonych, założonych w dziuplach – mówi Łukasz Plonus, rzecznik Nadleśnictwa Gdańsk. Co więcej, niepozorny drapieżnik łatwo przystosowuje się do warunków, które panują w miejscu, gdzie akurat przebywa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.