- Liturgia Wielkiej Środy prowadzi nas za Jezusem do Wieczernika. Chciejmy tam wejść i ofiarować modlitwę za śp. ks. Jana Kaczkowskiego, kapłana, który dwa lata temu odszedł do domu Ojca - mówił ks. Piotr Przyborek.
Msza św. w 2. rocznicę śmierci ks. Jana Kaczkowskiego zgromadziła w kościele św. Jerzego w Sopocie członków najbliższej rodziny, przyjaciół, znajomych, a także przedstawicieli społeczności puckiego hospicjum.
Liturgii przewodniczył i homilię wygłosił ks. Piotr Przyborek. - Jutro przypada Wielki Czwartek, czyli dzień ustanowienia przez Jezusa, tak ukochanej przez ks. Jana, Eucharystii, z której czerpał umiejętność, by zjednywać sobie ludzi - mówił kaznodzieja.
- Doświadczał spotkania z Chrystusem, który przyjmuje każdego i każdemu chce przebaczyć. Ks. Kaczkowski, przemieniony przez to spotkanie z Bogiem, szedł do drugiego człowieka - wyjaśniał ks. P. Przyborek.
- Ksiądz Jan kontynuował Eucharystię w codzienności. Niósł ludziom zapewnienie, że jest ktoś, kto o nich myśli. Przywracał poczucie wartości własnego życia i to często tym, którzy nie widzieli już drogi przed sobą - zaznaczył kaznodzieja.
Ks. P. Przyborek podkreślił, że kiedy ks. Jan spotykał potrzebującego człowieka, czas przestawał się dla niego liczyć. - Nikogo nie odrzucał, zależało mu na bliźnim. Nawet jeśli ktoś był bardzo zamknięty, albo zbuntowany ks. Kaczkowski miał w sobie tyle wytrwałości i dążył do tego, aby chociaż chwilę porozmawiać, spróbować podnieść na duchu, a czasem wejść w polemikę - do tego stopnia, że wielu przekonywał do Boga - mówił kaznodzieja.
I dodał, że w ostatnich latach w życiu ks. Kaczkowskiego ukazała się tajemnica cierpienia. - Była to szansa, by ofiarować swoje życie. Aby Chrystus posłużył się cierpieniem i chorobą ks. Jana, który otworzył się na to i wtedy zaczęły dziać się cuda. Ks. Kaczkowski zaczął docierać tam, gdzie wcześniej by go nie wpuszczono. Zaczął rozmawiać z tymi, którzy wcześnie nie chcieli rozmawiać z kapłanem. To ziarno przynosi plon obfity, także dzisiaj. Dlatego, chciejmy dziękować za życie ks. Jana i prośmy, aby Bóg przyjął go do siebie - zakończył kaznodzieja.