To nie jest kolejna typowa książka kucharska, ale opowieść retro o dawnych smakach i zwyczajach.
Forszmak, „zupa nic”, zefir truskawkowy, melszpejz, legumina waniliowa czy skorzonera klasyczna. To tylko mały wycinek tego, co Anna Włodarczyk, autorka bloga „Strawberries from Poland” zaserwowała czytelnikom w swojej nowej książce.
Kuchnia zaskakująca
Ta pozycja przypadnie do gustu lubiącym odkrywać dawne smaki, a także miłośnikom historii. Bo „Retro kuchnia” to doskonałe połączenie przedwojennych przepisów ze sporą dawką wiedzy o ówczesnym świecie, kontekście społecznym i historycznym. Przygoda autorki z dawnymi kucharskimi książkami rozpoczęła się zupełnie przypadkowo.
– Moja przyjaciółka, która jest polonistką, kupiła – po okazyjnej cenie – karton książek, wśród których była obecnie najcenniejsza w mojej kolekcji pozycja Wincentyny Zawadzkiej pochodząca z 1870 r. – mówi pani Ania. Bardzo szybko postarała się o kolejne ciekawe tomy i tak kolekcja zaczęła się powiększać. Większość książek kucharskich stoi na regale w salonie, ale są też takie, które zajmują zaszczytne miejsce w gablocie – za szkłem. To jej kulinarne perełki, a wśród nich m.in.: Lucyna Ćwierczakiewicz, Maria Disslowa czy Maria Ochorowicz-Monatowa. – Sięgam po nie regularnie, bo nie jest to tylko zbiór przepisów, ale ciekawa opowieść o ludziach i ich życiu z gotowaniem w tle – uśmiecha się.
Autorka z ogromną starannością podeszła do tematu napisania pozycji, która byłaby skarbnicą przedwojennych przepisów okraszoną ciekawostkami z epoki. Układ książki przypomina ten stosowany w dawanych tomach. Podzielona jest na 13 rozdziałów poświęconych m.in. zupom, sosom, leguminom, rybom czy mięsom. Każdy z rozdziałów poprzedzony został esejem wprowadzającym w daną tematykę. – Zależało mi na tym, żeby czytelnik dowiedział się, czym m.in. były te leguminy albo zefiry, albo jak dokonywano rozbioru mięsa, czy jak istotny wpływ na smak dań mącznych miała jakość zboża – wyjaśnia autorka. Oprócz wyboru ponad 100 przepisów, przed panią Anią stanęło kolejne wyzwanie – uwspółcześnienie języka, którym przepis został napisany. – Obok starego przepisu jest jego zaktualizowana wersja, gdzie przeliczyłam już miary i wagi. Podałam również czas przygotowania, bo np. przy ciastach było napisane – „piec, dopóki się nie upiecze” – w średnio nagrzanym piecu – wyjaśnia.
Niektóre przepisy natomiast wzbogaciła o jakiś składnik ekstra. – Pewnie wiele osób pamięta z dzieciństwa zupę marchwiankę, która kojarzy się z mdłym „lekarstwem” na ból brzucha. U mnie zyskała nowe życie dzięki chilli i sezamowi – podkreśla autorka. Wszystkie przepisy wypróbowała na swoich najbliższych. – Zrobiłam im test smaku i wtedy sporo przepisów odpadło, bo okazywało się, że danie nikomu nie przypadło do gustu – mówi. Te przepisy, które znalazły się w książce, sama stosuje. – Uwielbiam forszmak, czyli zakąskę ze śledzi, cebuli i ziemniaków o rodowodzie żydowskim, która zapieczona zaskakuje smakiem – wyjaśnia.
Z historią w tle
Przeciętna gospodyni domowa z okresu 20-lecia międzywojennego miała szeroką wiedzę dotyczącą kupowania świeżych produktów, ich przechowywania, a także przygotowywania. – Ówczesne życie kuchenne zabierało zdecydowanie więcej czasu. Tylko umówmy się, gospodynie nie miały sprzętów AGD, które ułatwiałyby im pracę. Pomyślmy o ręcznym ubiciu 30 białek na bezę – to było czasochłonne. Nie było piekarników, mikserów, a nawet lodówek. Nie było również marketów, gdzie można szybko kupić wszystko, czego dusza zapragnie – wyjaśnia pani Ania.
W książce zaskoczyć może ilość nowoczesnych składników użytych do przyrządzenia potraw. – Produkty takie jak: kardamon, oliwki, tapioka, kapary, sago czy anchois nie były przed wojną niczym niezwykłym. Znano również mleko migdałowe. Niestety, w PRL zapomnieliśmy o tych smakach, bo na półkach był tylko groszek – mówi. Autorka określa przedwojenną kuchnię jako bogatą i zróżnicowaną. Z jednym małym wyjątkiem. Stosowano wówczas bardzo mało warzyw i owoców, które jedzone na surowo rzekomo miały powodować bóle brzucha, a niektóre nawet zabić. – Dlatego na stołach królowały rozgotowane warzywa. Podane najlepiej z okrasą ze słoniny lub boczku. Ewentualnie duszone z cukrem – opisuje pani Ania. W książce znaleźć można najprzeróżniejsze przepisy, które nie powinny przysporzyć kłopotu nawet początkującym. – Są stosunkowo proste, bo lubię, kiedy potrawy nie są zbytnio wydumane, ale jednocześnie pyszne. Mam nadzieję, że niektóre smaki pozytywnie zaskoczą i może na dłużej zagoszczą na stołach – mówi.