Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Czas na polską narrację

O pogrzebowych zniczach, strajku włoskim, zmianach w placówce w minionym roku i konieczności pokazania polskich bohaterów mówi dr Karol Nawrocki, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.

Ks. Rafał Starkowicz: Od roku jest Pan dyrektorem MIIWŚ. Jak z Pana perspektywy wyglądał ten czas?

Karol Nawrocki: To był rok intensywnej pracy. Od samego początku wiedziałem, że zadanie, którego się podjąłem, nie było czymś standardowym. Jego realizację rozpoczynałem z czystymi intencjami i ogromnym pragnieniem dokonania niezbędnych zmian. Muszę powiedzieć, że zdarzyło się wówczas sporo nieprzyjemnych rzeczy. Kiedy 6 kwietnia wkraczałem do muzeum, przywitała mnie aleja płonących cmentarnych zniczy. Były też transparenty, które trzymali członkowie KOD i tzw. Obywatele RP. Ale kiedy do nich wyszedłem i zapytałem, czy mają do mnie jakieś pytania, nikt nie odważył się ze mną rozmawiać.

A jak wyglądały nastroje wśród pracowników?

Większość starała się jakoś to poukładać. Choć ze strony niektórych spotkało nas coś w rodzaju strajku włoskiego. Dzisiaj to wszystko się zmieniło i czuję, że mam prawdziwy zespół. Ludzi, którzy wiedzą, po co tu przyszli. To chociażby wielkiej klasy naukowcy, jak prof. Grzegorz Berendt, czy doskonali nauczyciele, jak dr Tomasz Szturo. Są specjaliści od marketingu czy sprzedaży. Wykorzystujemy także potencjał tych wszystkich, dla których to muzeum było ważniejsze niż jakieś zagrywki polityczne. Moją zastępczynią jest Julia Olechno. Była tu od początku. Doskonale orientuje się w kwestii wszelkich dotyczących muzeum dokumentów.

Jak obecnie wygląda sytuacja pracowników placówki?

Za ogromny sukces uznaję to, że udało się nam stworzyć 59 nowych miejsc pracy. Dzisiaj jesteśmy zakładem pracy, który sprzyja rozwojowi młodego człowieka. Zniknęły umowy śmieciowe. Rekordzista przez 36 miesięcy pracował na umowie-zleceniu. To była taka Polska w pigułce. Zadziwiające jest jednak, że przy 30 tys. mkw. brak tutaj miejsc na stanowiska pracy. Część przestrzeni znajduje się pod ziemią, nie ma okien... Trudno sobie to wyobrazić, ale inwestycja za pół miliarda złotych nie ma miejsc przygotowanych dla pracowników.

Zmiany dotknęły także samej ekspozycji...

Początkowo wystawa pomijała wielu ważnych Polaków. Mocno zmarginalizowana była postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Inni – jak św. o. Maksymilian Maria Kolbe – nie pojawiali się wcale. Teraz zwiedzający będą mogli spotkać ich obu i poznać ich historię. Poprzednio nie wspomniano nawet o Dachau, czyli o obozie, który powstał jeszcze przed wybuchem wojny, a który stał się miejscem kaźni duchowieństwa katolickiego. Pokazaliśmy go za sprawą bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego, który zmarł tam podczas epidemii tyfusu. Pomagał chorym, doskonale zdając sobie sprawę z konsekwencji podjętych działań. To było w 1945 roku. Mógł spokojnie przeżyć dwa miesiące do wyzwolenia, ale był gotów do największych poświęceń.

Dlaczego potrzebna jest zmiana dotychczasowej narracji?

Po wojnie Polska nie mogła swobodnie opowiadać swojej historii. Mimo że w czasach komunistycznych wróg i najeźdźca był zdefiniowany, brakowało konkretnego dopowiedzenia. Dzisiaj nadszedł czas, w którym Polacy mogą i powinni opowiedzieć swoją historię światu. Metoda porównania losów różnych narodów jest dobra, by tę historię przedstawić atrakcyjnie. Ale co chcemy porównywać, jeżeli chowamy gdzieś polskich bohaterów? W formie stworzonej przez moich poprzedników muzeum przekonywało jedynie, że Polacy byli antysemitami, którzy mordowali Żydów w Jedwabnem. To historyczne wydarzenie było mocno wyeksponowane. Tymczasem historia polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, rodzina Ulmów czy takie tragiczne okoliczności, jak kara śmierci dla Polaków wymierzana za pomoc Żydom, były głęboko ukryte. Pokazywano coś, co jest dalekie od prawdy historycznej, i do tego mocno nieprzyzwoite. Polskich postaw wobec ludności żydowskiej w czasie II wojny światowej nie definiuje hasło „Jedwabne”.

To ważne, by przedstawiać historię poprzez pryzmat doświadczeń własnego narodu?

Na całym świecie nikt się nie zastanawia, czy może pokazać swoich bohaterów. Tak jest w muzeach II wojny światowej w Nowym Orleanie czy Pekinie. Tam wojnę przedstawia się w perspektywie historii konkretnych narodów. Kiedy zwiedzający wychodzi na przykład z Muzeum Pearl Harbor, chciałby założyć amerykański mundur i walczyć za ten kraj. Oni przelewają w swoją młodzież, w obywateli, a nawet w turystów poczucie dumy ze zwycięstwa i konieczność gotowości do obrony swojego kraju. Czy to jest złe? Jeżeli nie opowiemy swojej historii, kto zrobi to za nas?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama