Pokolorowali kamienie, postawili huśtawkę i przeprowadzili warsztaty plastyczne. Zapytali dzieci, czy podoba im się to, co robią. „Ramro!” − usłyszeli w odpowiedzi. A „ramro” oznacza, że coś jest dobre i piękne.
Olga Sosnowska, Krystian Grzywacz i Grzegorz Kowalczuk to trójka wolontariuszy z Trójmiasta. Za własne pieniądze dotarli do Haku − niewielkiej górskiej miejscowości położonej w północnym Nepalu, która mocno doświadczyła skutków trzęsienia ziemi w 2015 roku. Na miejscu zastali gruzowisko, zniszczone domy, tymczasową szkołę z blachy falistej i... uśmiechniętych, gościnnych ludzi. Postanowili im pomóc. Przez miesiąc prowadzili zajęcia plastyczne dla dzieci. O swoich doświadczeniach opowiedzieli podczas Dni Wolontariatu, organizowanych od 18 do 26 kwietnia przez Dom Pomocy Społecznej w Sopocie.
Olga po raz pierwszy trafiła do Nepalu rok po trzęsieniu ziemi. – To była podróż czysto turystyczna – wybrałam się na trekking. Miałam ściśle określony grafik i budżet, jednak to, co zobaczyłam na miejscu, nie dawało mi spokoju. Skala zniszczeń była ogromna. Ciągle z tyłu głowy tliła mi się myśl, że bardzo chciałabym zostać na dłużej i pomóc – opowiada. Wróciła do Polski z silnym postanowieniem, żeby udać się tam ponownie, tym razem na wolontariat.
Swoim pomysłem podzieliła się z Krystianem i Grzegorzem. Wspólnie wybrali się na spotkanie organizowane w Gdańsku przez Edytę Stępczak z Fundacji „Healing Haku”, którą założyła wraz ze swoim przyjacielem Dineshem Tamangiem, rodowitym Nepalczykiem. – Postanowiliśmy połączyć przyjemność podróżowania z pomocą drugiemu człowiekowi. Cały wyjazd od początku do końca był finansowany przez nas, a forma wolontariatu i sposób jego realizacji stanowiły nasz autorski projekt – zaznacza Grzegorz.
Zaczęli od kwesty, którą zorganizowali w 4 trójmiejskich lokalach. Za zebrane pieniądze w Nepalu kupili przedmioty pierwszej potrzeby oraz akcesoria niezbędne do prowadzenia zajęć edukacyjnych. − Dinesh zorganizował transport materiałów, a my rozpoczęliśmy 12-dniową wędrówkę – mówi Olga. Każdego dnia zatrzymywali się w innej wiosce, odkrywając historię Nepalu i jego tragedii. − Wszędzie spotykaliśmy ogromne zniszczenia i przesympatycznych ludzi, którzy przyjmowali nas z uśmiechem i pogodą ducha. Chociaż większość nie znała angielskiego, nie mieliśmy żadnego problemu z komunikacją − podkreśla Krystian. – Przebyliśmy mnóstwo pięknych tras trekkingowych. Ludzie, którzy przy nich mieszkają, czekają na turystów. To bardzo ważne źródło dochodu dla mieszkańców Nepalu. Pamiętajmy o tym, planując urlop. W ten sposób również pomagamy – dodaje Olga.
Po prawie dwóch tygodniach dotarli do Haku, które podczas trzęsienia ziemi zostało zrujnowane w 95 proc. Wiele osób zginęło, straciło bliskich, a także cały swój dobytek. Wielodzietne rodziny zamieszkały w niewielkich, prowizorycznych domach. Podczas kataklizmu uległa zniszczeniu także miejscowa szkoła. Postawiono więc placówkę tymczasową, zbudowaną z blachy falistej. − To miejsce było przerażająco szare i smutne. Przez dwa pierwsze dni sprzątaliśmy, bo teren wokół przypominał wysypisko śmieci. Później pomalowaliśmy blachę i okoliczne kamienie na kolorowo. Wybudowaliśmy huśtawkę i powiesiliśmy hamak. Postawiliśmy też wielki maszt, na którym zawisła flaga z uśmiechem. Dzieci pytały, czy jest to flaga Polski – opowiada Grzegorz. − Chodziło o stworzenie przestrzeni na tyle atrakcyjnej, by maluchy chciały spędzać czas w szkole. Chcieliśmy też zmotywować lokalną społeczność do kreatywności i działania. I to się udało. Pod koniec naszego pobytu mieszkańcy z własnej inicjatywy zrobili boisko do siatkówki − dodaje Krystian.
Następnie wolontariusze przeprowadzili serię warsztatów plastycznych oraz poprowadzili lekcje angielskiego. − Dzieci z Haku nigdy wcześniej nie miały tego typu zajęć, nikt nie pobudzał ich kreatywności. Wręczyliśmy im zeszyty. Każdy mógł ozdobić je według własnego pomysłu. Wyklejaliśmy z nimi rysunek domu, rysowaliśmy rodzinę, odrysowywaliśmy ręce na kartkach i tworzyliśmy kolorowe maski – wspomina Olga.
O swoich doświadczeniach Olga, Krystian i Grzegorz opowiedzieli uczniom z gdyńskich i sopockich szkół, zachęcając wszystkich do wolontariatu − nie tylko poza granicami kraju, ale także na miejscu. − Ideą Dni Wolontariatu jest przekonanie młodych ludzi, że warto ofiarować swój wolny czas innym. W przypadku DPS rola wolontariuszy jest nieoceniona. Relacje, które łączą ich z domownikami, są wyłącznie przyjacielskie i towarzyskie. Wolontariusze wychodzą z naszymi mieszkańcami na spacery, grają w szachy, rozmawiają o książkach. I właśnie ta „zwykła” obecność, spojrzenie w oczy drugiemu człowiekowi, chwila rozmowy są najważniejsze − mówi Edyta Życzyńska, koordynator ds. wolontariatu DPS.
Dom Pomocy Społecznej w Sopocie zachęca do współpracy. Wszyscy, którzy chcą zostać wolontariuszami, mogą zgłosić się do Edyty Życzyńskiej, koordynatora ds. wolontariatu, tel. kom. 781 327 111.