- Dziękuję i kłaniam się nisko zacnym jubilatom z Oliwy i Chełmu za świadectwo wierności i oddania Bogu, Kościołowi i ojczyźnie. Za pielęgnowanie pielgrzymkowych tradycji. Za nastawanie w porę i nie w porę. Myślę tu o pielgrzymowaniu w czasie zaborów i wojen - mówił o. Daniel Szustak OFM, kustosz wejherowskiego sanktuarium.
Najważniejszym wydarzeniem uroczystości Wniebowstąpienia na Kalwarii Wejherowskiej jest uroczysta Suma odpustowa, odprawiana u stóp kościoła Trzech Krzyży. Uczestniczą w niej pielgrzymi z różnych zakątków Kaszub. Podczas tegorocznych uroczystości szczególnie wiele serdecznych słów wypowiedziano pod adresem pątników z Oliwy, którzy już od 350 lat przybywają na wejherowskie wzgórza.
- Dzisiejszy odpust ma swoją długą historię pątniczą, w którą przepięknie wpisuje się jubileusz 350-lecia grupy oliwskiej - mówił na zakończenie Mszy św. o. Szustak. - Dziękuję wam za gromadzenie tu, na kalwaryjskich dróżkach, innych kompanii. Trwajcie dalej przy Bogu! I, pamiętając słowa wielkiego Polaka św. Jana Pawła II, które wypowiedział w Gdyni: "Strzeżcie tego dziedzictwa", uczcie tego młodych! Niech wasze dalsze pielgrzymowanie się rozwija. Oby było was coraz więcej - zwracał się do oliwskich pątników kustosz.
Duchowny stwierdził, że franciszkanie pragną pozostawić w katedrze trwały ślad jubileuszowej pielgrzymki. - Pozwólcie, że na ręce księdza biskupa i księdza delegata z archikatedry przekażę wam pamiątkową tablicę - mówił.
Sporych rozmiarów marmurowa tablica nosi napis: "Dla uczczenia 350 lat pielgrzymowania Oliwy na kalwaryjskie wzgórza kaszubskiej Jerozolimy, wypraszając błogosławieństwo, łaskę i miłosierdzie od Boga, przez wstawiennictwo Madonny Wejherowskiej. Bracia Mniejsi - Franciszkanie, opiekunowie wejherowskiego sanktuarium".
Ks. Leszek Jażdżewski od wielu lat poświęca się pracy badawczej nad kulturą i religijnością Kaszubów ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość Po Mszy św. pielgrzymka ruszyła w drogę powrotną. Do katedry oliwskiej dotarła dokładnie o godz. 21, podczas odprawianego codziennie w maju Apelu Jasnogórskiego. Parafianie witali pielgrzymów już w odległym o kilka kilometrów od Oliwy Renuszewie.
Podczas uroczystego nabożeństwa nie zabrakło tradycyjnego pokłonu feretronu Matki Bożej Oliwskiej, próśb i podziękowań zanoszonych za Jej przyczyną oraz modlitwy różańcowej. Wręczono także nagrody w ogłoszonym przed miesiącem konkursie plastycznym dla dzieci katedralnej parafii, poświęconym MB Oliwskiej.
- Jest to czas wielkiego dziękczynienia Panu Bogu i Matce Bożej Oliwskiej - mówił ks. prał. Janusz Jasiewicz, proboszcz katedry. Kapłan podziękował także ojcom franciszkanom za ofiarowaną wspólnocie parafialnej tablicę pamiątkową. Zapowiedział także, że jej poświęcenie związane będzie ze specjalną uroczystością.
Podczas Apelu Jasnogórskiego odbyła się także promocja książki ks. dr. Leszka Jażdżewskiego, poświęconej historii oliwskiej pielgrzymki. Zwrócił on uwagę m.in. na ważną rolę, jaką w organizacji i podtrzymywaniu lokalnych tradycji odegrało złożone z mężczyzn Bractwo Krzyża Świętego. - Wraz z nim przez wiele lat do Wejherowa pielgrzymował Antoni Abraham. Mówił, że nie byłby dobrym Kaszubą i dobrym Polakiem, gdyby nie brał udziału w tej pielgrzymce - mówił ks. Jażdżewski. - Antoni Abraham był delegatem ludności kaszubskiej na Traktat Wersalski. Domagał się przyłączenia Gdańska, Kaszub i Oliwy do Polski - przypomniał.
Andrzej Dampc w pielgrzymce oliwskiej uczestniczył już 50 razy ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość Zgromadzeni gromkimi brawami nagrodzili także Andrzeja Dampca, dla którego udział w tegorocznej pielgrzymce miał charakter osobistego jubileuszu. - Kiedyś mieszkałem w Szemudzie. Dochodziła tam pielgrzymka oliwska i tam właśnie miała nocleg. Następnego dnia dołączali do niej mieszkańcy wioski, by wspólnie maszerować do Wejherowa. Nie było wówczas jeszcze osobnej pielgrzymki z Szemuda. W ten właśnie sposób udało mi się już po raz 50. uczestniczyć w pielgrzymce oliwskiej - mówił A. Dampc. - Od mojego małżeństwa w 1975 roku mieszkam w Oliwie. To właśnie na pielgrzymce poznałem moją przyszłą żonę Anię. Nosiła sztandar. Było tylu chętnych, że dostać się do Bractwa Krzyża Świętego było wówczas bardzo trudno. Musiałem czekać na to dobrych kilka lat. Ale moja wytrwałość przyniosła oczekiwane owoce - opowiadał.