Król, który był słupem?

Czy rzeczywiście „trójmiejski ojciec chrzestny” jako jedyny w PRL prowadził gangsterską działalność na tak dużą skalę? Czy trzymał w kieszeni ważnych esbeków i milicjantów? A może oni szachowali jego?

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 22/2018

dodane 31.05.2018 00:00
0

Był egocentrykiem i megalomanem. Doskonale czuł się w świetle kamer, otaczał znanymi aktorami, lubił pozować do zdjęć, niczym dzisiejsi celebryci. Hazard, używki, szybkie samochody, piękne kobiety. Lubił takie życie. Tamtego słonecznego popołudnia nie spodziewał się, że nadchodzi jego kres. Był rok 1998, 24 kwietnia. W gdyńskim klubie „Las Vegas” „król Wybrzeża” świętował imieniny swojego przyjaciela. Kiedy panowie oczekiwali na wiedeńskie śniadanie, racząc się lekkimi koktajlami, do ich stolika podeszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Padły strzały. Trójmiejski „ojciec chrzestny” zginął na miejscu. To najbardziej rozpowszechniona wersja śmierci Nikodema Skotarczaka.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy