Czy rzeczywiście „trójmiejski ojciec chrzestny” jako jedyny w PRL prowadził gangsterską działalność na tak dużą skalę? Czy trzymał w kieszeni ważnych esbeków i milicjantów? A może oni szachowali jego?
Był egocentrykiem i megalomanem. Doskonale czuł się w świetle kamer, otaczał znanymi aktorami, lubił pozować do zdjęć, niczym dzisiejsi celebryci. Hazard, używki, szybkie samochody, piękne kobiety. Lubił takie życie. Tamtego słonecznego popołudnia nie spodziewał się, że nadchodzi jego kres. Był rok 1998, 24 kwietnia. W gdyńskim klubie „Las Vegas” „król Wybrzeża” świętował imieniny swojego przyjaciela. Kiedy panowie oczekiwali na wiedeńskie śniadanie, racząc się lekkimi koktajlami, do ich stolika podeszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Padły strzały. Trójmiejski „ojciec chrzestny” zginął na miejscu. To najbardziej rozpowszechniona wersja śmierci Nikodema Skotarczaka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.