- Proste rzeczy, których my na co dzień nie zauważamy, dla polskich dzieci z Białorusi, są źródłem ogromnego zachwytu - mówi Elżbieta Pijor.
W prowadzonym przez gdańską Caritas ośrodku kolonijnym w Warzenku trwa kolejny turnus. Rozpoczął się 27 lipca. Wśród 88 dzieci korzystających z wypoczynku - dzięki funduszom Senatu RP - jest 48 małych Polaków z Białorusi.
- Wszystkie dzieci są dla nas skarbem. Ale szczególnym skarbem są polskie dzieci, które przyjechały do nas z Białorusi - podsumowuje ks. Piotr Brzozowski, wicedyrektor gdańskiej Caritas.
- Oni czują się Polakami. Ich oczy chłoną wszystko i wszystko tutaj jest dla nich piękne. Bardzo się im tu podoba. Wczoraj byliśmy na wycieczce w Gdyni. Zwiedzaliśmy Błyskawicę, płynęliśmy pirackim statkiem, byliśmy w Infoboxie i na Kamiennej Górze. Zachwytom nie było końca - opowiada E. Pijor, kierowniczka turnusu.
Elżbieta niejednokrotnie kierowała już letnimi i zimowymi turnusami. W ubiegłym roku, na jednym z nich gościła już dzieci z Białorusi. Podkreśla, że widzi, jak bardzo czekają one na ponowny przyjazd do Warzenka. - Niektóre z dzieci goszczą u nas już po raz drugi. Kiedy wysiadły z autobusu, rzuciły mi się na szyję i było wielkie ściskanie - opowiada kobieta.
- Do Polski przyjechała także moje mama. Mieszka u jednej z polskich rodzin w Gdańsku. To dla nas bardzo cenne, móc tu przyjechać. To naprawdę wielka radość - mówi Ewelina. ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość Kilkunastoletnia Ewelina mieszka w Postawach na Białorusi. Czy czuje się Polką? - Moja mama jest Polką, to kim ja niby mam być? - odpowiada pytaniem. - U babci rozmawiamy tylko po polsku. To mi daje znajomość języka, ale także więcej wiedzy o Polsce. Czuję się Polką. Być Polką to dla mnie wielki honor - stwierdza dumnie. - Jesteśmy częścią Polski. Jesteśmy częścią jej historii i kultury - dodaje po chwili.
- W Polsce czuję się bardzo swobodnie. Nasi gospodarze są bardzo gościnni. Jest mi tu bardzo dobrze. Podobnie myślą także moi koledzy i koleżanki. Poza tym bardzo nam się podoba Trójmiasto. Tutaj naprawdę odpoczywamy. To bardzo radosny czas - wyrzuca z siebie jednym tchem.
Tej radości sprzyja także program przygotowany przez Elżbietę Pijor. Doświadczona kierowniczka opiera go zwykle o pouczające historie postaci z bajek. Tym razem są to poczciwe smerfy. - Papa Smerf mówi, że zawsze lepiej jest dawać, niż brać. Bo nie jest ważne, że się daje, tylko to, że się o kimś myśli - mówi E. Pijor.
- Aby dać im trochę urozmaicenia, wprowadzamy przeróżne elementy zabaw, niektóre wręcz eksperymentalne. Staramy się jednak, by proponowane zajęcia miały dla dzieci charakter edukacyjny. Ostatnio robiliśmy np. urządzenie do puszczania wielkich baniek mydlanych. Dzieci wykonały je z dwóch patyków i sznurka. Później były bardzo zdziwione, że same potrafią zrobić coś, co w sklepie kosztuje ponad 40 złotych - opowiada.
Ela Pijor słynie z niespożytej energii i niekonwencjonalnych pomysłów. ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość W programie znajdą się również zajęcia, podczas których dzieci będą szyły smerfowe czapki. Jest też atrakcyjna propozycja na upały. - Świetną zabawą jest wówczas rzucanie balonami wypełnionymi wodą. To gra zespołowa. Dwie osoby trzymają za rogi ręcznik, w którym spoczywa wypełniony wodą balon. Następnie miękkim, ale zdecydowanym ruchem wyrzucają go w stronę zawodników drużyny przeciwnej. Ich zadaniem jest złapanie balona w trzymany za końce ręcznik. Jeżeli się nie uda - ochłodzenie przychodzi w oka mgnieniu - opowiada ze śmiechem kierowniczka.
Nie wszystkie dzieci mówią dobrze po polsku. Jak pokonują bariery językowe? - Porozumiewamy się po polsku. Uczymy się w interakcji. Nowe słówka pojawiają się w użyciu spontanicznie. Kiedy czegoś nie rozumieją, wyjaśniamy im. Podczas zabawy z polskimi dziećmi rozumieją się natomiast wręcz doskonale. I jeszcze szybciej się uczą - wyjaśnia E. Pijor.