Sześć osób reprezentujących rodzinę, przyjaciół i współpracowników przemówiło przed ceremonią złożenia urny śp. Pawła Adamowicza w grobie.
Przed rozpoczęciem ceremonii pogrzebowej przemówiła Magdalena Adamowicz, wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska. Rozpoczęła od podziękowań Kościołowi. - Dziękuję za tę uroczystość Kościołowi gdańskiemu i przedstawicielom innych religii. Wiem, że Paweł życzyłby sobie tego, zawsze organizował spotkania ekumeniczne - mówiła. - Dziękuję z całego serca lekarzom. Wiem, że robiliście wszystko, co w waszej mocy, aby uratować Pawła, że walczyliście o jego życie przez wiele godzin przy stole operacyjnym.
Dziękowała również całemu zespołowi Urzędu Miejskiego i najbliższym współpracownikom swojego męża, na czele z pełniącą po śmierci P. Adamowicza obowiązki prezydenta Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz. Także wszystkim służbom, które "przyczyniły się do nadania tak doniosłego charakteru tej uroczystości".
- Jeżeli prawdą jest, że pamięć jest nieśmiertelnością, to w nas Paweł będzie zawsze - mówiła żona zmarłego prezydenta. Dziękowała za płynące zewsząd ciepłe myśli i pełne prawdziwej żałoby pożegnanie. - Nie chcę, by na pogrzebie panował przede wszystkim smutek, byśmy pogrążyli się w rozpaczy. To prawda, jest nam dziś bardzo ciężko, ale chcę właśnie teraz podziękować Bogu, że wiele lat temu skrzyżował nasze drogi, że dzięki niemu poznałam człowieka, i że zmieniło się nasze życie, że miałam wspaniałego męża i cudownego ojca naszych córek - Tuni i Tereski - dodała.
M. Adamowicz mówiła, że razem z mężem spędzili wiele pięknych lat i mają mnóstwo cudownych wspomnień; w maju mieli obchodzić 20. rocznicę ślubu. - Od początku naszego związku wiedziałam, że twoją miłością muszę dzielić się z Gdańskiem. I dzieliłam się, ale nie byłam zazdrosna. Rozumiałam dobrze, że kochasz Gdańsk i potrzebujesz go tak, jak Gdańsk kocha i potrzebuje ciebie. Teraz zostałyśmy same. Same, ale to nie znaczy samotne, bo są z nami tysiące gdańszczan i gdańszczanek, bo są z nami Polacy w innych miastach, bo są przyjaciele z zagranicy, bo są z nami wspaniali, kochani ludzie - mówiła wdowa.
Podziękowała również za płynące zewsząd ciepłe myśli, za oddaną krew, za spływające po policzkach łzy, za nocne czuwanie pod szpitalem, za serce ze zniczy i pełne prawdziwej żałoby milczenie i pożegnanie, za współczucie. - Wierzę, że to dobro rozleje się dalej, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści. Wierzę, że twoje idee, myśli, twoja twórczość nie umrze razem z tobą, że twoi przyjaciele zadbają o kontynuację twojego dzieła i że zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień - powiedziała M. Adamowicz.
- Cisza nie może oznaczać milczenia. Milczenie jest bliskie obojętności. Paweł nigdy nie był obojętny, nie był oportunistą. Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia, co robiliśmy, gdy działo się zło - zakończyła M. Adamowicz.