Gdański oddział IPN zaprosił na spotkanie "»Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat«: Sprawiedliwy i Ocalony mówią. Spotkanie ze świadkami Zagłady". Wydarzenie odbyło się w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.
Spotykamy się w przeddzień Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. To święto zostało ustanowione po to, by mówić o prawdzie. A prawdę o tamtym czasie przedstawią dzisiaj dwaj wspaniali goście - Sprawiedliwy i Ocalony - podkreślił Krzysztof Drażba, naczelnik oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku.
Spotkanie rozpoczęła adresowana do uczniów trójmiejskich szkół prelekcja Bartosza Januszewskiego z IPN Gdańsk poświęcona Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej. - 24 marca 75 lat temu Niemcy zamordowali całą rodzinę Ulmów, bohaterskich Polaków, którzy poświęcili swoje życie, udzielając pomocy swoim żydowskim sąsiadom. Rozstrzelani zostali małżonkowie Józef i Wiktoria, a także szóstka dzieci i jedno dziecko nienarodzone w 9. miesiącu, tuż przed rozwiązaniem - mówił.
- Takich zbrodni na Polakach, którzy wykazywali się wielkim heroizmem, było znacznie więcej. Jednak to właśnie rodzina Ulmów symbolizuje ofiarę naszych rodaków, którzy oddali życie w imię największych wartości, w imię ratowania bliźnich przed zagładą. Zginęło także ośmioro ukrywanych Żydów, w tym dwie kobiety i dziecko - podkreślił.
Kolejnym punktem spotkania był panel dyskusyjny, w którym wziął m.in. uratowany przez Polaków Jerzy Bander, urodzony 24 sierpnia 1942 r. w więzieniu gestapo w Samborze koło Lwowa, członek Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu. Spotkanie poprowadziła Katarzyna Underwood z IPN Gdańsk.
- Jestem obywatelem Polski i jednocześnie państwa Izrael. Jestem polskim Żydem. Urodziłem się w Polsce. W Polsce mieszkała moja rodzina. Większość z nas została zamordowana przez Niemców - opowiadał.
- Urodziłem się w więzieniu gestapo. Według relacji starszej ode mnie o 8 lat Hanny Kretz, która również przebywała w tym samym więzieniu, w pewnym momencie otworzyły się drzwi celi, do której wrzucone zostało nagie niemowlę. Tym niemowlęciem byłem ja. Z relacji Hani wiem, że płakałem. Kobiety w celi wytarły mnie, zawinęły w niebieski płaszczyk i dały trochę wody. Przeżyłem tylko dlatego, że kiedy Niemcy wyganiali z celi Żydówki, nie zwrócili uwagi na dziecko. Dopiero sprzątający w celi Polacy mnie odnaleźli i przekazali do getta. Stamtąd uratowała mnie Polka - Maria Wachułka, która następnie wzięła mnie do siebie, a później ukryła w sierocińcu w Samborze prowadzonym przez siostry franciszkanki. Przełożoną zgromadzenia była s. Celina Kędzierska. Zakonnice z narażeniem życia uratowały oprócz mnie dziesięcioro dzieci żydowskich, troje dzieci cygańskich i kilkoro niemowląt. Moją mamę zabili Niemcy niedługo po moich narodzinach - wspominał.
J. Bander podkreśla, że tego wszystkiego dowiedział się dopiero w 1987 roku. Miał wówczas 45 lat. Wcześniej nie wiedział, że jestem Żydem. - Znajomość historii najnowszej jest niezbędna, ponieważ w aktualnym obiegu publicznym, w prasie, książkach i telewizji, napotykamy wiele kłamstw. Jednym z takich kłamstw jest nazwa "polskie obozy koncentracyjne". Wymyślili ją Niemcy, którzy chcą "podzielić się" z Polakami winą za zbrodnie ludobójstwa. Innym kłamstwem jest twierdzenie, że wszyscy Polacy są antysemitami. Wymyślono je po to, by żądać od Polski olbrzymich odszkodowań za tzw. mienie bezspadkowe po polskich Żydach zamordowanych przez Niemców. Te dwa przykłady pokazują, że we współczesnym świecie nie ma sprawiedliwości ani uczciwości. Są tylko interesy - podsumował.
- Znajomość historii najnowszej daje oręż, by odpierać argumenty tych, którzy cynicznie oskarżają Polskę i Polaków przed światową opinią publiczną. Nas, uratowanych Żydów, niedługo zabraknie, ale wy będziecie żyć dalej i to na was spocznie obowiązek przechowania prawdy o niemieckich zbrodniach i obowiązek obrony dobrego imienia Polski i Polaków - zwrócił się na zakończenie do uczniów.
Wśród gości był także odznaczony Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata Ireneusz Rajchowski urodzony 29 października 1928 roku w Warszawie.
- Moja mama pracowała na terenie getta w żydowskiej firmie dziewiarskiej. Robiła swetry. Tam poznała Żyda - Witolda Górę, któremu potem pomogła wydostać się z getta i ukrywała go potem przez pół roku u nas w domu. Później Witold Góra, który miał tzw. dobry wygląd aryjski, wyciągnął z getta także swoją córkę i żonę - mówił.
- Po wojnie Witold Góra odszukał nas. My mieszkaliśmy już w Gdańsku. Napisał do nas list. Jak zdobył adres, nie wiem, ale jakoś nawiązał z nami kontakt. Później miał nasz telefon, my jego, tak że mieliśmy kontakt. Przyjeżdżał do nas do Gdańska. Później, drogą oficjalną, wystąpił dla naszej rodziny o medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata - wyjaśnił.