‒ Widzę, jak z każdą modlitwą, z każdym błogosławieństwem nabierają kształtów. Powoli rodzą się w nich kapłani ‒ mówi ks. Jan Uchwat, ojciec duchowny GSD.
Jest ich ośmiu. Jak sami mówią o sobie, mocno się różnią. W podgdańskim Straszynie odbywali rekolekcje, przez które przygotowywali się do przyjęcia święceń. 18 maja zostali księżmi. – Mam głębokie przekonanie, że wszystkie nasze życiowe doświadczenia były po to, żebyśmy w tym właśnie gronie stanęli przed ołtarzem i przyjęli święcenia. Wszystko było po coś. I sukcesy, i porażki. Widzimy, że Pan Bóg nas prowadził. Od dzieciństwa, przez młodość, dojrzewanie i 6 lat seminarium... – mówi dk. Maciej Świgoń. – Święcenia to najważniejszy dzień naszego życia. Zwieńczenie ostatnich 6 lat. Mamy jednak świadomość, że to także dopiero początek – jak ufam – pięknego życia, na które tak bardzo czekaliśmy – dodaje dk. Damian Ranachowski.
Co takiego dzieje się podczas zamkniętych rekolekcji dla kandydatów do święceń? – To czas modlitwy. Modli się za nas Kościół gdański, a my czekamy. Jesteśmy tu po to, by czekać. Bardzo odczuwamy tu modlitwę Kościoła i wielką jej moc. Słowa, wydarzenia pięknie się zazębiają. Widzimy to bardzo mocno. To czekanie nie ma nic wspólnego z biernością. To aktywne oczekiwanie na Oblubieńca. Modlimy się tu cały czas. Tej nocy każdy z nas będzie przez godzinę samotnie adorował Pana Jezusa. Jutro będziemy mieli post o chlebie i wodzie – opowiada ks. Jan. – Mówię im o pięknie kapłaństwa i wielkim zakochaniu się w Chrystusie. Choć mam świadomość, że miłość do Chrystusa i Kościoła jest tak piękna, że nie da się jej do końca wyrazić słowami. Chcę im przekazać, by prawdziwie kochali Pana Jezusa i w ten sposób żyli – dodaje.
A jak czas rekolekcji przeżywali sami kandydaci? – To piękny czas, w którym możemy sobie jeszcze bardziej uświadomić to, do czego zmierzamy. Ojciec Jan przekazuje nam treści, które budują w nas świadomość tego, co się z nami za chwilę stanie. To dla nas czas pełen spokoju – zaznacza D. Ranachowski. – Tu dla nas czas jakby się zatrzymał. Nie dociera do nas to, co dzieje się w świecie. Cały chaos związany z organizacją święceń też już nas nie dotyczy. Teraz odpowiadają za to nasi najbliżsi. Rodzina i przyjaciele. Zostawiliśmy za sobą wszystko. Jesteśmy tutaj i zatapiamy się w Jezusa Chrystusa – dodaje M. Świgoń.
Wchodzą w kapłaństwo z wielkim entuzjazmem. Czy jednak nie boją się codzienności i prozy życia? Co jest w stanie ocalić świeżość ich wiary? – Gwarancją naszej wierności jest pokora wobec Pana Jezusa. Ona nie może rozwijać się w człowieku bez więzi z Panem Bogiem. Wykuwa się w małych sprawach. Wierności brewiarzowi, codziennym praktykom duchowym. W tym Bożym kieracie można przejść szczęśliwie przez całe życie – ocenia ks. Uchwat. – Pokora i prostota sprawiają, że człowiek może pójść po falach wzburzonych. Kiedy Jezus powiedział do Piotra, żeby przyszedł do niego po falach, to właśnie pokora sprawiła, że Piotr wyszedł i stanął na wodzie. Nikt zdroworozsądkowy tego by nie zrobił. Trzeba być Bożym szaleńcem. A człowiek staje się nim tylko wówczas, gdy kocha. On nie zastanawia się, tylko idzie – dodaje kapłan.
– Walka dobra ze złem toczy się cały czas. To walka przede wszystkim o ludzkie serca. Receptą na wierność, w moim przekonaniu, jest bycie cały czas z Chrystusem. Mamy żyć Ewangelią, nie zasłaniać sobą Boga – tłumaczy D. Ranachowski. – Zło, które widać w świecie, powoduje, że wzrasta we mnie jeszcze bardziej marzenie i pragnienie, abym prowadził takie życie, abym mógł być święty – zaznacza M. Świgoń.
Ksiądz Jan podkreśla, że rekolekcjom towarzyszą małe znaki, które są jak uśmiech Pana Boga. – Pierwszego dnia kupiłem w kwiaciarni lilie dla Matki Bożej. Nie zastanawiałem się zbytnio, wziąłem wszystkie, które akurat były. Kiedy przyniosłem je do kaplicy, zobaczyłem, że mają akurat osiem kwiatów. Tyle, ilu jest kandydatów. Zadziwiające, ale od tego momentu każdej nocy rozwija się jeden kwiat. Osobiście odczytuję to jako taki właśnie uśmiech Pana Boga – opowiada ks. Jan.