Pokonali ponad 10 km z Kuźnicy do Rewy… wpław. Po raz kolejny na wodach Zatoki Puckiej odbył się Marsz Śledzia.
Za każdym razem ta impreza jest inna - wyjątkowa. Bo zmienia się wszystko - uczestnicy, układ mielizn, a przede wszystkim pogoda. To powoduje, że każdy Marsz Śledzia jest inny - mówi Radosław Tyślewicz, pomysłodawca i organizator imprezy.
Według miejscowych przekazywanych z pokolenia na pokolenie legend usłyszeć można te o misjonarzach idących po wodzie, by dotrzeć do położonych na Półwyspie Helskim miejscowości. Natomiast starsi mieszkańcy tych terenów opowiadają, że przez zatokę chodzili na skróty - na drugi brzeg - do kościoła i na targ do Gdyni.
Uczestnicy Marszu Śledzia udowadniają, że grupa śmiałków ubranych w pianki termiczne oraz kamizeli ratunkowe może wyruszyć na ponad 10-kilometrowy "spacer" przez zatokę.
Po drodze zmagali się z zimnem i falami. Mieli okazję zobaczyć porzucone wraki, w tym okręt podwodny ORP "Kujawiak", "wyspę" na zatoce, tysiące ptaków zatrzymujących się na mieliźnie. Nie obyło się również bez przeprawy przez sztuczny przekop umożliwiający żeglugę pomiędzy Zatoką Pucką i Gdańską - czyli popularną Głębinkę o szerokości dochodzącej nawet do 1400 m. Uczestnicy pokonują ją, trzymając się lin rzuconych za kutrami rybackimi.
- To był najtrudniejszy moment, bo byłem już zmęczony. Widziałem brzeg, ale zdawało się, że zupełnie się nie przybliża. Poza tym fala była dość wysoka i trzeba było walczyć nie tylko ze sobą, ale również z żywiołem - mówi pan Michał z Elbląga.
- Zdecydowanie polecam taki sposób spędzenia czasu. Jestem tu po raz pierwszy, ale już wiem, że nie ostatni. To jest niesamowite doświadczenie, kiedy można prawie suchą stopą przejść przez wody zatoki. Rewelacja - podkreśla Marek z Łomży.
Była to 19. edycja imprezy, w której każdorazowo bierze udział 100 śmiałków. Na uczestników oprócz ceremonii pasowania na śledzia, aukcji charytatywnych i degustacji surowej ryby stanęło nowe wyzwanie, a mianowicie próba pobicia rekordu Polski w największej liczbie osób występujących w kamizelkach ratunkowych jednocześnie. - Udało się! Mamy to! Było nas w sumie 140 osób. Dołączyli do nas kajakarze, skipperzy i szyprowie łodzi - mówi R. Tyślewicz.
Po wyczerpującym marszu niedaleko Morskiego Krzyża, stojącego na końcu alei Zasłużonych Ludzi Morza, odbyło się wręczenie okolicznościowych dyplomów i odznak. Uczestnicy i sympatycy marszu mogli się także posilić grochówką oraz skosztować smakowicie przyrządzonego śledzia.