– Ten czas to dla nas nowe doświadczenie. Do tej pory znane ono było jedynie z kronik, historycznych książek czy filmów. Dzisiaj przychodzi nam zmierzyć się samemu z zarazą – mówi bp Zbigniew Zieliński.
Cykl #8TwarzyPandemii, przygotowany przez „Gościa Gdańskiego”, prezentuje osoby, a także instytucje, które pandemia koronawirusa zainspirowała do aktywności w zupełnie nowych obszarach życia. Zarówno w wymiarze rzeczywistym, jak i duchowym. Spotkaliśmy się, głównie telefonicznie, z ludźmi, którzy epidemię potraktowali jako szansę na utkanie sieci dobra. Przedstawione osoby i ich działania to jedynie niewielki wycinek rzeczywistości pokazujący te pozytywne twarze pandemii.
– Dla mnie osobiście jest to czas docenienia tego wszystkiego, co do tej pory mieliśmy, a czego często nie zauważaliśmy. To zachęta do budowania domowego Kościoła i wzajemnej troski. Epidemia to bardzo trudne zagadnienie, ale również szansa, by przyjrzeć się sobie, swojej wierze. Byśmy z niej wyszli ludźmi piękniejszymi. Abyśmy to, co okazujemy sobie, troszcząc się o swoje zdrowie, a także życie, przełożyło się na troskę o ludzkiego ducha – mówi bp Zieliński. Anna Wylężek, współwłaścicielka restauracji w Gdyni, rozpoczęła akcję #gastropomaga, dostarczając pizzę do szpitala miejskiego. Teraz uczestniczą w niej setki lokali gastronomicznych w całym kraju. Pomysł narodził się spontanicznie.
– To było krótko przed decyzją o zamknięciu lokali gastronomicznych na czas epidemii. W czasie spotkania całego naszego zespołu „Muszli” zdecydowaliśmy, że skoro lokal ma zapasy produktów, możemy przygotować żywność dla medyków, codziennie 10 pizz, by chociaż w ten sposób podziękować za ich trud i walkę – mówi. Jeszcze tego samego dnia powstał w mediach społecznościowych profil #gastropomaga. – W tym trudnym czasie uznaliśmy, że nie ma sensu zamartwiać się tym, w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy jako pracodawcy i przedsiębiorcy. Mała iskra, którą wypuściliśmy, spowodowała wielki wybuch dobra. Nasza inicjatywa pokazała, jak duże są pokłady empatii w drugim człowieku, jak może być bezinteresowny w obliczu trudnej sytuacji. To daje mi nadzieję na przyszłość – mówi pani Anna.
Artur Wysocki mieszka w Rumi. Jest podróżnikiem, miłośnikiem rowerowych wypraw, zwłaszcza tych zimowych, ale także właścicielem Współpracowni. Od ponad miesiąca w pojedynkę w swojej pracowni drukuje przyłbice ochronne oraz konektory do masek, które następnie bezpłatnie przekazuje m.in. szpitalom, hospicjom, ratownikom medycznym, straży pożarnej oraz policji w całym kraju. Postanowił działać, bo – jak sam przyznaje – działanie to najlepsze lekarstwo na nową rzeczywistość. Odkurzył starą, trochę zapomnianą drukarkę 3D i kiedy czeska firma Prusa3D udostępniła projekt przyłbic do druku, zabrał się do pracy.
Największą niedogodnością było to, że wydruk jednej przyłbicy ze starego urządzenia trwał ok. 2 godzin. A pan Artur, by zminimalizować ryzyko zakażenia osób, do których przyłbice trafiają, pracuje sam. – Naprawdę nie wiem, przez ile dni spałem z budzikiem ustawionym co 2 godziny, by zabrać gotowy wydruk i puścić kolejny – wspomina. Jednak brak snu i zmęczenie nie zniechęciły go do rozszerzenia działań – zakupu nowego sprzętu i jeszcze bardziej wytężonej pracy. Za materiały do druku płaci sam. Nie pobiera żadnych opłat za wydrukowane przedmioty.
– Czasami zgłaszają się firmy albo pojedyncze osoby, które faktycznie chcą zapłacić, ale mówię wtedy, żeby lepiej kupili materiały do druku, bo ja żadnych pieniędzy za to, co robię, nie chcę. Dlatego traktuję to jako projekt społeczny, gdyż każdy, kto w jakikolwiek sposób mi pomógł, jest jego częścią – wyjaśnia. Anna Zajączkowska jest studentką II roku fizjoterapii na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Kiedy zaczynała się epidemia, poczuła, że musi zacząć działać. Zaczęła szukać przestrzeni, w której mogłaby poczuć się potrzebna i pomagać ludziom. – Podłączyłam się jako wolontariusz pod harcerzy z Okręgu Pomorskiego ZHR, którzy szyli maseczki ochronne – wspomina. Przyznaje, że na początku nie była orłem szycia na maszynie. Z pomocą przyszła jej mama.
– Nauczyła mnie wszystkiego i tylko dzięki temu poszło sprawnie, chociaż początki były bardzo trudne. Uszycie jednej maseczki zajmowało mi bardzo dużo czasu. To się na szczęście zmieniło – uśmiecha się. Działanie przy ZHR nie było dla Ani wystarczające. Postanowiła, że w akcję włączy swoich najbliższych – rodzinę i przyjaciół, by ta sieć dobra się powiększyła. Udało się jej stworzyć mikrospołeczność, której stała się koordynatorką. – Rozwoziłam materiały potrzebne do wykonania maseczek, a następnie odbierałam je, by przekazać do ZHR. Wspólnie z najbliższymi udało się nam wyprodukować 700 maseczek – przyznaje.
Trafiły one do gdańskiego Szpitala Zakaźnego, do Copernicusa, a także do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. – Ta akcja dużo mnie nauczyła. Pokazała, że w ludziach jest wiele dobra, którym chcą się dzielić. Chcą również pomagać. Paradoksalnie najwięcej zyskała moja rodzina, bo wspólne szycie bardzo pozytywnie wpłynęło na nasze osobiste relacje – dodaje. Justyna, Marcin i Ala Milochowie mieszkają na jednym z gdańskich osiedli. Epidemia sprawiła, że ich dom stał się nie tylko biurem i pracownią w jednym, ale również przedszkolem, placem zabaw, miejscem relaksu, a także domowym Kościołem, chociaż wspólne spotykanie się na modlitwie towarzyszyło im już od dawna. Pierwszy raz w życiu musieli ustalić wspólny plan dnia i – jak sami twierdzą – jest to najlepsza rzecz, jaką mogli zrobić.
Usiedli w trójkę do dialogu rodzinnego, każdy przedstawił swoje oczekiwania. Ala chciała, żeby 3 razy dziennie były „wygłupiasy”, czyli czas ok. 30 minut, kiedy jeden z rodziców skupiony jest tylko na niej. Marcin pierwszy raz w życiu zdecydował się na poobiednią sjestę. A Justyna po prostu chciała mieć plan dnia. W codziennym grafiku nie brakuje czasu na modlitwę, naukę, pracę, wspólny posiłek, a także kreatywne spędzanie czasu. Są też słoiki wdzięczności. – Każdy zrobił swój, a dodatkowo wykonaliśmy również ten dla Pana Boga, Maryi i aniołów – wyjaśnia Justyna.
Formuła jest prosta – na karteczkach zapisują, za co są wdzięczni w danym dniu. Mogą również przeprosić, że nie zawsze zachowali się jak trzeba wobec siebie. – To pozwala się skupić na tych dobrych rzeczach – mówi Marcin.
Pandemię postrzegają jako ćwiczenia duchowe w praktyce. – To kolejny krok, by wcielić w praktykę właściwą hierarchię wartości – Bóg, małżonek, dziecko, praca, wspólnota, zainteresowania – podsumowuje Marcin. Pandemia koronawirusa wpływa na życie wszystkich ludzi, również tych najmłodszych. Chłopcy z Banina – najpierw ośmioletni Kuba wraz z braćmi Maćkiem i Łukaszem – skonstruowali piękny kościół z klocków LEGO. Następnie ich kuzyn – pięcioletni Mikołaj razem z tatą – stworzył swoją parafialną świątynię.
– Trochę już tęsknię za Mszami w naszym kościele. A poza tym ciągle myślę, żeby w przyszłości zostać księdzem – mówi Kuba. Pandemia zmieniła także diametralnie sposoby edukacji. Nauczyciele już nie przy tablicach, ale na ekranach laptopów czy smartfonów przekazują wiedzę swoim uczniom. Ksiądz Sylwester Malikowski z żukowskiej parafii Miłosierdzia Bożego lekcje religii dla uczniów prowadzi na kilku internetowych platformach. Innowacją w katechizowaniu przez kapłana jest przeszukiwanie zasobów internetowych, by znaleźć tam odpowiedni materiał do lekcji.
– Na każdej katechezie wykorzystuję jakiś materiał, np. z YouTube’a. Staram się pokazywać, że internet jest miejscem, gdzie wiele jest dobrych treści. Podsyłam uczniom linki do filmów, konferencji i audiobooków, przygotowanych przez siebie albo innych katechetów – wyjaśnia ks. Sylwester, który swoje prezentacje multimedialne i filmiki udostępnia na prowadzonym przez siebie kanale YT – xSylwester7. Ksiądz podkreśla, że czas pandemii buduje również mocniejsze więzi z uczniami. – Widzę, że te moje katechezy internetowe są przez nich oglądane. Zauważyłem też, że uczniowie chętniej zadają pytania przez internet. Są bardziej otwarci i poszukują odpowiedzi na ważne pytania – dodaje ks. Sylwester.
Pandemia to również niełatwy czas dla instytucji kultury, także dla muzeów. Mimo niesprzyjających okoliczności wiele placówek nie przestało funkcjonować, a przeniosło swoją działalność do internetu. Taki sam pomysł mieli pracownicy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. – Stworzyliśmy akcję #M2WSWirtualnie, w ramach której dzielimy się na naszej stronie i portalach społecznościowych interesującymi treściami, ciekawostkami, materiałami filmowymi i wykładami – mówi Hanna Mik, rzecznik muzeum. W wirtualnej placówce można zobaczyć więcej eksponatów niż na co dzień w budynku muzeum.
– W sieci można się zapoznać z naszymi zbiorami, których nie prezentujemy na wystawach czy ekspozycji. Właśnie teraz jest wyjątkowa okazja, by zajrzeć do magazynu, którego na co dzień nie można odwiedzać, albo zobaczyć naszą pracownię konserwatorską – dodaje rzecznik. Ważne jest także odpowiednie przygotowanie materiału dla odbiorcy. Czas pandemii jest momentem, gdy wielu uczniów zamkniętych szkół zagląda na stronę internetową muzeum, by uzupełnić wiedzę z zajęć online.
– Z myślą o nich stworzyliśmy także akcję #WirtualnePorankiZHistorią. W ten sposób docieramy do naszych najmłodszych gości. Przypominamy najważniejsze wydarzenia, mówimy o ważnych postaciach II wojny światowej – zachęca rzecznik muzeum. Liczba wyświetleń sięga 6 milionów w czasie jednego miesiąca od uruchomienia tej formy prezentacji zasobów. – To cztery razy więcej odwiedzających niż w ciągu 3 ostatnich lat rzeczywistych gości. To dowód na to, że żywa, potrzebna i atrakcyjna wiedza nawet w tej trudnej sytuacji znajdzie odbiorcę – podsumowuje H. Mik.