Od przeszło dwóch tysięcy lat kapłani realizują misję, którą Jezus powierzył swoim uczniom. Mimo upływu czasu jest ona wciąż taka sama.
Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,19-20) – powiedział Jezus do apostołów po swoim zmartwychwstaniu. W ten sposób określił zadania, które do dziś wypełniają kapłani. Jak współcześnie są one realizowane? Opowiadają o tym księża archidiecezji gdańskiej z 64-letnim, 25-letnim oraz rocznym stażem.
Wielki trud i ogromna radość
Ksiądz prałat Stanisław Gackowski, emerytowany proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Żukowie, powołanie do kapłaństwa odkrywał w trudnych czasach. – Do 5. roku życia byłem radosny, bo żyłem w wolnej Polsce. A potem byli Hitler, Stalin, komuna, postkomuna i takie pewne zniewolenie. Dopiero od kilkudziesięciu lat znowu cieszę się wolnością oraz tym, że mogę swobodnie mówić po polsku – mówi. – W młodości należałem do Krucjaty Eucharystycznej. Mieliśmy swój sztandarek i jeździliśmy po wsiach, organizując wspólnoty modlitewne. A później, w szkole średniej, wstąpiłem do Sodalicji Mariańskiej. Podobało mi się to, że nosiliśmy mundurki jako znak przynależności do Chrystusa – opowiada ks. Gackowski. Kapłan pochodzi z katolickiej rodziny, dla której wiara ma ogromne znaczenie.
– Moja babcia była prostą, rozmodloną kobietą. W czasie okupacji wieczorem codziennie odmawialiśmy Różaniec. Tak nas uczyła. Modliliśmy się po cichu, przy zamkniętych oknach – wspomina. Jednym z motywów wstąpienia do Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie było dla ks. Stanisława poszukiwanie prawdy i oddanie życia na jej służbę. – Żyłem wtedy w czasach zakłamania, dlatego szukałem tej prawdy, którą w seminarium znalazłem, studiując najpierw przez 2 lata filozofię, a później teologię, czyli naukę o Bogu, który przez swojego Syna powiedział, że jest drogą, prawdą i życiem – podkreśla. Święcenia kapłańskie otrzymał 21 grudnia 1957 r. w bazylice chojnickiej z rąk bp. Bernarda Czaplińskiego. – Trzeba powiedzieć, że byłem do wszystkiego za młody, a dopiero teraz zrobiłem się stary. Kiedy przyjmowałem święcenia, miałem 23 lata. Było to przed świętami Bożego Narodzenia. W 1956 r. wprowadzono do szkół lekcje religii i potrzeba było katechetów – opowiada. Ksiądz prałat podkreśla, że czas i panujące warunki w kraju i na świecie mają ogromne znaczenie w wypełnianiu posługi kapłańskiej.
– Komuna to była walka z Kościołem. Może nie tak jawna, ale były naciski. Pamiętam, jak mój proboszcz z Górzna był chory i leżał w szpitalu. Byłem sam na parafii i otrzymałem wezwanie do Brodnicy. Chodziło o to, żebym nie czytał listu Episkopatu Polski na temat budowy nowych kościołów, bo władze wtedy na to nie pozwalały. Odpowiedziałem, że będę słuchał swoich przełożonych i list czytałem. Wtedy też werbowano kapłanów na tzw. tajnych współpracowników. Dzisiaj również dostrzegane są ataki na Kościół. To jest odwieczna walka prawdy z fałszem. Szatan zawsze będzie próbował wszystko powykrzywiać. Dla kapłana ważne jest, żeby mówić o Bogu i o prawdach Bożych – zaznacza ks. Gackowski. Kapłaństwo określa jako wielki trud i ogromną radość. – Jezus powiedział do apostołów, że już nie nazywa ich sługami, ale przyjaciółmi. Nie ma większej radości na świecie niż być przyjacielem Boga. A przy tym zastępować Go, sprawując sakramenty. To są wielkie rzeczy i duża odpowiedzialność – podkreśla.
W połowie drogi
Ksiądz kanonik Krzysztof Nowak, proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Gdańsku-Migowie, w tym roku będzie przeżywał srebrny jubileusz kapłaństwa. – Ostatnio uświadomiłem sobie, że jestem dokładnie w połowie mojej drogi – zakładając, że Bóg nie zechce inaczej. To ważne odkrycie, ponieważ wiele rzeczy udało się już zrobić, a myślę, że przede mną może rysować się 25 lat aktywnej, dostosowanej do wieku, pracy – mówi. Ksiądz Nowak przyznaje, że wraz z upływem lat zmieniało się jego spojrzenie na kapłaństwo. – Na początku patrzyłem na swoją posługę jako bardzo rozległe funkcje, obejmujące życie społeczne, religijne, aktywność duszpasterską i osobiste kształcenie się za wszelką cenę. Z czasem dostrzegłem, że zostali przy mnie tylko ci, którzy otrzymali coś, co można by nazwać darem duchowym. Gdy pomagałem im budować osobistą relację z Bogiem, oni powoli stawali się uczniami. I oni zostali – zaznacza.
Kapłan podkreśla, że w latach swojej posługi miał dużo szczęścia. – Jak dotąd, moje życie było pełne dynamizmu i ważnych wydarzeń. Pan Bóg prowadził mnie przez różnej wielkości parafie, żeby uczynić proboszczem jednej z największych w Gdańsku. Teraz przede mną rozbudowa naszej świątyni. Miałem okazję poświęcić się pracy diecezjalnego duszpasterza młodzieży i osoby odpowiedzialnej za Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku. Dzięki Bożej opatrzności udało się rozpocząć projekt Wieczorów Modlitwy Młodych. Jest też jeszcze jeden element, którego nie mogę pominąć. Dzięki zadaniom diecezjalnym miałem kontakt z biskupami gdańskimi. Zrozumiałem, że jako kapłan jestem też odpowiedzialny za losy naszej diecezji. Nie w takiej mierze jak biskupi, ale będąc jej cząstką, muszę czuć się za nią odpowiedzialny. To bardzo mi pomogło zrozumieć powszechność Kościoła – mówi.
Dodaje, że kapłaństwo jest misją, której trzeba dać się poprowadzić. – Temu służy posłuszeństwo – przyrzeczenie złożone biskupowi podczas święceń. Pan Bóg ma jakiś plan dla każdego księdza. Czasami będzie nas zaskakiwał, a czasami przerażał. Jednak zawsze poprowadzi tam, gdzie sam chciałby być. I to jest, moim zdaniem, prawdziwe kapłańskie szczęście. Mieć świadomość, że wykonuję powierzoną mi misję. Kończy się jedno zadanie, rozpoczyna drugie. I tak do śmierci. Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że Bóg zaskakuje świeżością, nowością, perspektywą i wiernością swojemu słowu – mówi ks. Nowak.
Głos we wspólnotach
Ksiądz Damian Trzebiatowski, wikariusz parafii pw. św. Ignacego Loyoli w Gdańsku-Starych Szkotach, święcenia kapłańskie przyjął rok temu. – To wydarzenie zupełnie zmieniło perspektywę mojego patrzenia na Kościół. Jako ksiądz odkryłem, że jestem członkiem parafii, a więc wspólnoty, w której posługuję, i że razem idziemy drogą do świętości. Ja formuję ich, a oni mnie. Z tym że jestem tym, który sprawuje sakramenty i głosi słowo Boże. Bycia pasterzem najbardziej doświadczam podczas homilii, kiedy najpierw wsłuchuję się w to, co Bóg do mnie mówi, a następnie przekazuję to wspólnocie zebranej na Eucharystii. Poza tym jest jeszcze posługa grupom i wspólnotom duszpasterskim, w których to do mnie należy rozeznanie, co jest najbardziej Boże, w którą stronę Bóg chce nas poprowadzić. Po to jesteśmy namaszczeni i posłani, aby być głosem Boga we wspólnotach – podkreśla. Mimo krótkiego stażu zdążył już zaznać kapłańskich radości.
– Cieszę się, gdy widzę, jak ludzie się zmieniają. Jak przez wspólną pracę, modlitwę, formację coś zmienia się w ich życiu. Kiedy wychodzą z grzechów, odkrywają Boga na nowo – opowiada kapłan. – Bycie księdzem daje mi niesamowitą radość i satysfakcję. Warto więc szukać swojej drogi, warto pytać, warto próbować. Jeśli czujesz, że Bóg zaprasza cię do wyjątkowej misji, nie bój się Mu odpowiedzieć. On przygotowuje dla każdego z nas niesamowite rzeczy. Jeżeli jest to kapłaństwo bądź droga życia konsekrowanego, nie warto tracić czasu. Od tego zależy całe twoje życie – zaznacza ks. Damian.