Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Oblicza służby

O odkryciu życiowego powołania, głoszeniu kazań oraz udzielaniu sakramentów – również swoim dzieciom i wnukom – a także pracy w policji mówi podinsp. Maciej Stęplewski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, diakon stały w diecezji elbląskiej.

Ks. Maciej Świgoń: Czuje się Pan bardziej policjantem, mężem i ojcem trójki dzieci czy diakonem – osobą duchowną?

Podinsp. Maciej Stęplewski: To jest dobre pytanie w dobrym, bo jubileuszowym dla mnie roku. Mam 45 lat życia, 25 lat służby w policji i od roku jestem diakonem stałym w diecezji elbląskiej. Z żoną Basią jesteśmy prawie 22 lata po ślubie. W moim przypadku trudno to wszystko od siebie oddzielić. Na pewno diakonat jest bardziej przyszłościowy, bo diakonem – daj Panie Boże – będę do końca życia, a nawet dłużej... Policjantem dzisiaj jestem, ale kiedyś przyjdzie czas emerytury...

Od dziecka chciał Pan być policjantem?

Myślę, że służba w policji, podobnie do służby w Kościele, powinna wynikać z powołania. Pamiętam, że kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, pojawiły się myśli o zostaniu w przyszłości policjantem. Imponował mi ten zawód. Nawet na bale przebierańców przychodziłem w stroju policjanta.

A nie w sutannie?

Powołanie do bycia duchownym przyszło znacznie później. Początkowo nie rozważałem wstąpienia do seminarium duchownego. Zdecydowanie chciałem zostać mężem i ojcem. Równocześnie bardzo ciągnęło mnie do teologii. W 1998 r. rozpocząłem studia w gdańskiej filii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Po skończeniu tych studiów i uzyskaniu tytułu magistra zapisałem się na dalsze studia na uniwersytecie w Olsztynie, gdzie uzyskałem stopień naukowy licencjata teologii. Obecnie marzę o dopełnieniu swojej edukacji i napisaniu pracy doktorskiej.

Kiedy więc zrodziło się pragnienie służby w Kościele?

To był proces. Samo pojęcie diakonatu stałego początkowo było mi zupełnie obce. Nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. Pochodzę z rodziny, delikatnie mówiąc, nienachalnej religijnie, a przełomem dla mnie było przyjęcie sakramentu bierzmowania. Gdy miałem 15 lat, przeżyłem swoje nawrócenie. W jakiś niepojęty dla mnie sposób poczułem wspólnotę Kościoła. Może wynikało to z faktu, że panowała tam fantastyczna atmosfera, w której nie było np. oceniania, obgadywania – przynajmniej tak to wówczas widziałem. Myślę tu o Ruchu Światło–Życie, który w formacji kładzie duży nacisk na znalezienie swojego miejsca w Kościele. Nigdy nie byłem ministrantem ani lektorem, chociaż w ramach wspólnoty pełniłem różne funkcje, m.in. lektora czy kantora. Przez wiele lat prowadziłem oazę jako świecki moderator w parafii pw. Bożego Ciała w Gdańsku-Morenie. Moim celem stała się jednak posługa diakonatu, chociaż byłem też pogodzony z myślą, że nigdy może do tego nie dojść, gdyż nie w każdej diecezji w Polsce jest taka możliwość. We wspólnocie poznałem też moją żonę. Mieliśmy podobne spojrzenie na wiarę i Kościół. Kilka lat po ślubie przeprowadziliśmy się do Mikoszewa. Gdy nie było ministrantów czy lektorów, szedłem do czytania i śpiewania psalmu. Gdy miałem już pełną świadomość, z czym łączą się święcenia diakonatu, zacząłem o tym mówić mojemu proboszczowi. Na początku ksiądz zaproponował mi zostanie szafarzem nadzwyczajnym. To był pierwszy moment, kiedy powiedziałem, że bardzo chętnie będę służyć w Kościele, ale moje powołanie rozeznaję jako diakonat. Po kilku latach od tej rozmowy okazało się, że bp Jacek Jezierski na Radzie Kapłańskiej zapowiedział powstanie Ośrodka Formacji Diakonów Stałych w Elblągu. Złożyłem więc prośbę do biskupa o wzięcie pod uwagę mojej kandydatury. Po 3-letnim czasie przygotowania 4 lipca 2020 r. przyjąłem święcenia diakonatu.

Kim jest diakon stały?

Może nim zostać nie tylko celibatariusz, a więc osoba składająca przyrzeczenie życia w celibacie, lecz także mężczyzna żonaty. Zgodnie z prawem kanonicznym diakon – również posiadający żonę – nie jest już osobą świecką, ale duchownym.

Żona nie miała wątpliwości?

Dużo o tym rozmawialiśmy – jak ona to widzi. Na rozpoczęcie formacji i przyjęcie moich święceń musiała wyrazić pisemną zgodę. Relacje małżeńskie nigdy nie są łatwe. Wiadomo, że pojawiają się różnego rodzaju problemy dnia codziennego. Do tego dochodziła świadomość mojej grzeszności oraz poczucie, że nie jestem godzien tych święceń, bo mam za sobą kilkadziesiąt lat dorosłego życia, a więc niosę bagaż pewnych doświadczeń. To wszystko trzeba było wziąć pod uwagę. I to samo widziała moja żona. Natomiast doszliśmy do wniosku, że pychą byłoby, gdybym zrezygnował ze święceń, ponieważ czuję się niegodny. Myślę, że każdy duchowny to przeżywa. Dlatego ważne jest, że o tej godności ostateczną decyzję podejmuje biskup.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama