Prymas Wyszyński a Sierpień '80

Stosunek kard. Stefana Wyszyńskiego do strajków w sierpniu 1980 r. nie był jednoznaczny. Z jednej strony popierał dążenia protestujących do utworzenia wolnych związków zawodowych, z drugiej - obawiając się interwencji sowieckiej i kolejnego rozlewu krwi - apelował o rozsądek i umiar.

Lato 1980 r. było gorące. Bynajmniej nie tylko z powodu temperatury. W powietrzu wisiała katastrofa gospodarcza - załamywał się system gigantycznych kredytów i inwestycji bez finansowego pokrycia. Prymas Wyszyński zdawał sobie sprawę, że zła sytuacja ekonomiczna może doprowadzić do wybuchu niezadowolenia społecznego na dużą skalę. Nie mylił się...

Na Wybrzeżu od dwóch lat działały już Wolne Związki Zawodowe, których podstawowym celem była "organizacja obrony interesów ekonomicznych, prawnych i humanitarnych pracowników". Godzina próby nadeszła, gdy dyrekcje pomorskich zakładów zaczęły zwalniać "niepokornych". Pięć miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego została dyscyplinarnie usunięta ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina zasłużona suwnicowa i działaczka WZZ Anna Walentynowicz.

Strajk, który rozpoczął się 14 sierpnia, wkrótce objął całą Polskę i przerodził się w niezależny ruch społeczny. Prymas Wyszyński od samego początku miał świadomość, że strajkującym chodzi o coś więcej niż żądania ekonomiczne. "Dziś idzie już nie tylko o przysłowiową »kiełbasę«, ale o postulaty społeczne i polityczne" - napisał w swoim dzienniku.

Po raz pierwszy publicznie zabrał głos w kwestii strajku na Wybrzeżu 17 sierpnia 1980 r. W homilii wygłoszonej w Wambierzycach na Dolnym Śląsku wyraził zrozumienie dla protestujących ludzi pracy, podkreślając prawo robotników do posiadania własnej reprezentacji zawodowej. Kilka dni później, po konsultacji z ówczesnym biskupem diecezji gdańskiej Lechem Kaczmarkiem, prymas stwierdził, że strajki "to nie są koterie partyjne, lecz budzenie świadomości społecznej". Tego samego dnia napisał na ten temat list do Jana Pawła II, w którym starał się naświetlić sytuację w Polsce.

Do historii przeszło kazanie prymasa Wyszyńskiego z 26 sierpnia. Słowa, które wówczas wypowiedział na Jasnej Górze, wciąż budzą kontrowersje i dzielą w ocenach dawnych działaczy opozycji i Solidarności. Tego dnia, w święto Matki Bożej Częstochowskiej, prymas z jednej strony mówił o sumienności w pracy i o konieczności powstrzymywania swoich aspiracji konsumpcyjnych (wzywał do "poczucia odpowiedzialności zawodowej, ażeby nastąpił należyty ład i porządek"), z drugiej - czego już nie podały reżimowe telewizja i radio transmitujące homilię - apelował o niełatwą refleksję: "Nie jesteśmy narodem młodym. Korzeń naszego bytu narodowego i świadomości historycznej sięga dziesięciu wieków (...). Pewną jest rzeczą, że skoro od wieków trwamy tutaj między Odrą, Wisłą i tak dalej... to jest to nasze miejsce. Z tym miejscem łączą się nasze obowiązki wobec innych: »Czyńcie sobie ziemię poddaną«. Z tym też miejscem związane są nasze prawa (...). Abyśmy jednak mogli wypełniać swoje zadanie, niezbędna jest suwerenność narodowa, moralna, społeczna, kulturalna i ekonomiczna. Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, dla swoich dzieci, dla swoich rodzin, pracuje dla swoich obywateli i dla własnej kultury społecznej".

Prymas wzywał, by zagwarantowano Polsce i Polakom suwerenność, jednocześnie wskazywał, że spełnienie postulatów należy rozłożyć na raty, a w swoich postawach kierować się dojrzałością narodową i obywatelską.


Więcej w 34. numerze "Gościa Gdańskiego" na 29 września.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..