Droga to jest coś dla mnie

- Jestem wdzięczna wspólnocie neokatechumenalnej, że dzięki niej mogę przeżywać moje życie jako przygodę z Panem Bogiem - mówi Dorota Litkowska, żona Marka, mama 11 dzieci.

Marek i Dorota Litkowscy od 25 lat są głównymi odpowiedzialnymi najstarszej w archidiecezji wspólnoty neokatechumenalnej, która aktualnie spotyka się przy kościele św. Ignacego w Gdańsku-Starych Szkotach. - Swoje życie widzę w kilku etapach interwencji Boga. Do Gdańska przyjechałem na studia. Byłem wtedy w bardzo ciężkim kryzysie. Nie widziałem sensu życia. Szukałem ucieczki w alkoholu, zabawie. Dzięki mojej dziewczynie (a obecnej żonie), która słuchała katechez, zetknąłem się z Drogą Neokatechumenalną. Zachęciła mnie, bym i ja ich posłuchał - mówi Marek.

Dzieciństwo Doroty było traumatyczne. - Mój ojciec, kiedy był trzeźwy, był czuły i opiekuńczy, natomiast po pijanemu całkowicie tracił nad sobą kontrolę. Potrafił nawet gonić nas po domu z siekierą. Nie pracował. W pewnym momencie trafił do więzienia, a mama nie powiedziała nam, dlaczego. Utrzymywała nas, szyjąc. Pomagali także dziadkowie. Byłam otoczona pogardą rówieśników, sąsiadów. Dzięki życzliwości ze strony niektórych nauczycieli zdecydowałam się pójść na studia. Po pewnym czasie zorientowałam się, że wszystkie moje kompleksy, lęki, nieprzystosowanie do życia poszły razem ze mną. Koleżanka zaprosiła mnie wtedy na katechezy i kiedy usłyszałam kerygmat, zrozumiałam, że Droga to jest coś dla mnie, że Jezus Chrystus chce mi dać życie wieczne i ja nie muszę się już martwić o życie tutaj, na ziemi - czy ono się uda, czy będę umiała je sobie ułożyć - zaznacza Dorota.

Podczas katechez Marka bardzo mocno poruszyła "darmowość" Boga. - Usłyszałem, że Bóg kocha mnie za darmo i nie muszę zasłużyć sobie na tę miłość. To diametralnie zmieniło moje życie. Z kryzysu wyprowadził mnie Bóg i jestem Mu za to ciągle ogromnie wdzięczny. To spowodowało, że później chciałem ewangelizować, by inni usłyszeli o tej darmowej miłości Boga - wyjaśnia mężczyzna.

Pierwszych katechez w Gdańsku słuchali Stanisław i Maria Wilczyńscy. - Byłam wtedy w poważnym kryzysie egzystencjalnym. Od wewnątrz niszczyła mnie nienawiść do mojego ojca. Doprowadziło mnie to do próby samobójczej. Dopiero na Drodze zrozumiałam, że Pan Bóg w cudowny sposób ją udaremnił. Pochodzę z rodziny katolickiej. Spowiadałam się z tej nienawiści i nic się nie zmieniało. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie nadaję się do Kościoła i przestałam chodzić na Msze św. Po kilku miesiącach zostałam zaproszona na katechezy głoszone w mojej parafii. Podczas jednej usłyszałam, że mój grzech przybił Jezusa do krzyża. Ale On się na to zgodził, bo chciał, abym ja była od niego uwolniona. I że Bóg wskrzesił Chrystusa z martwych, bo kocha mnie i mojego ojca. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że jestem takim samym "biedakiem" jak mój ojciec. Doświadczyłam uwolnienia od tego grzechu. Poczułam, że to, co przygniatało mnie przez kilka lat, zostało mi zabrane. To było coś, co mnie wewnętrznie przekonało, żeby trwać na Drodze. Dzisiaj za to doświadczenie jestem Bogu ogromnie wdzięczna - opowiada Maria.

Od 2008 r. Piotr i Beata Palusińscy są na misji rodzin w Irlandii. Małżeństwo posługuje małej wspólnocie, będąc do dyspozycji katechistów odpowiedzialnych za Irlandię. - Jesteśmy całkowicie otwarci na to, co może wydarzyć się w przyszłości. Mam w sercu ogromną wdzięczność wobec Boga za to wszystko, co dla nas zrobił i robi. Doznałem ogromnej miłości od Pana Boga, wspólnot i braci. Wspierają nas modlitwą, pomagają, jeśli mamy taką potrzebę, również materialnie, bo nasza misja jest dynamiczna, zmienia się i są różne jej momenty. Ale chcemy ją kontynuować, chcemy dalej trwać, mimo przeciwności i zmagań. Bo Chrystus w tym wszystkim zwycięża. Mówi mi, żebym się nie poddawał. Daje szansę na nowo powstać z grzechów, by iść do przodu - zaznacza Piotr.


Więcej o życiu na Drodze Neokatechumenalnej w 44. numerze "Gościa Gdańskiego" na 7 listopada.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..