W czasie Grudnia ’70 i podczas stanu wojennego duchowieństwo diecezji gdańskiej solidaryzowało się ze strajkującymi i represjonowanymi. Jednocześnie, obawiając się dalszego rozlewu krwi, tonowało nastroje społeczne, nawołując do "spokoju i roztropności".
Postawa większości księży wynikała z działalności podejmowanej przez rządców diecezji - w 1970 r. bp. Edmunda Nowickiego, a ponad dekadę później bp. Lecha Kaczmarka.
W reakcji na rewoltę grudniową biskup gdański zarządził odprawienie podczas niedzielnych Mszy w Gdańsku i Sopocie specjalnej modlitwy o opiekę nad narodem "za pośrednictwem Matki naszej i Królowej Polski". Kilka dni później, w czasie spotkania opłatkowego duchownych z całej diecezji, ordynariusz zachęcał księży, by "okazywali pomoc i współczucie rodzinom pokrzywdzonym w czasie protestów".
Z kolei podczas Pasterki w katedrze oliwskiej wygłosił kazanie, w którym, nawiązując do tragedii zamordowanych na ulicach Gdańska i Gdyni, mówił: "Życzę wam gorąco radosnych świąt. Ale czy mogę to uczynić, czy mogę mówić o radosnych świętach wobec okropnych wydarzeń ostatnich dni?". Jak raportowała gdańska Służba Bezpieczeństwa, bp Nowicki miał nazwać to, co wydarzyło się przed tygodniem, "kainową zbrodnią", podczas której "brat uczynił bratu najwyższe zło".
Zdecydowana większość księży odpowiedziała na wezwanie ordynariusza, służąc wsparciem duchowym, moralnym i materialnym poszkodowanym. Jednym z najistotniejszych wymiarów posługi duszpasterskiej były modlitwa, nabożeństwa okolicznościowe oraz Msze św. w intencji zabitych i rannych.
Ponad dekadę później, w czasie stanu wojennego, rola duchownych była podobna jak podczas Grudnia ’70. Trójmiejscy księża, mówiąc o zachowaniu spokoju, nie chcąc dopuścić do rozlewu krwi, wspierali społeczeństwo. Już 15 grudnia 1981 r. bp Kaczmarek wydał odezwę do strajkujących stoczniowców. "Ufam głęboko, że ten stan wojenny nie będzie długo trwał i wierzę, że swobody obywatelskie i prawa człowieka zostaną przywrócone i respektowane (...). Proszę was o zachowanie równowagi ducha i roztropności (...). Jako chrześcijanin i jako biskup nie mogę nie podkreślić (...), że smutnym chwilom, jakie przeżywamy, nie może towarzyszyć w żadnym wypadku rozlew bratniej krwi".
Ważnym punktem na opozycyjnej mapie Trójmiasta stała się bazylika Mariacka w Gdańsku, której ówczesnym proboszczem był ks. Stanisław Bogdanowicz. Po wprowadzeniu stanu wojennego, posługując się pseudonimem Pryncypał, ukrywał ludzi podziemnej Solidarności, zabiegał o uwolnienie przebywających w więzieniu działaczy i odwiedzał internowanych. Organizował też pomoc materialną dla represjonowanych i ich rodzin. Zapraszał na Msze św. w intencji ojczyzny, które przeszły do historii.
Jedna z nich miała miejsce 3 maja 1982 r., w uroczystość NMP Królowej Polski. Eucharystię poprzedziły walki uliczne. Siły ZOMO, MO i SB usiłowały nie dopuścić wiernych do kościoła. Wykorzystywano pojazdy opancerzone, armatki wodne, gazy łzawiące i pałki. Gdańszczanie ustawiali barykady i bronili się. W kościele znalazło się - uśredniając i biorąc pod uwagę różne szacunki - kilkanaście tysięcy osób. Wielu nie zmieściło się w świątyni. Po homilii zapalającą rakietą wybito szyby w jednej z kaplic i zniszczono znajdujący się tam zabytkowy obraz. Chwilę później z opancerzonego pojazdu padły dwa strzały wymierzone w celebrujących Mszę kapłanów.
13 uczestników Mszy św. miało rany postrzałowe. 17-letniemu chłopcu raca urwała dwa palce. Natychmiastowej pomocy poszkodowanym udzieliło sześciu lekarzy. Trzech z nich zostało zatrzymanych wieczorem - wszyscy zostali pobici. Jak pisał ks. Bogdanowicz, podczas Mszy św. jego współpracownicy dzwonili do oficera dyżurnego KW MO, żądając przerwania ostrzału bazyliki. Oficer miał oświadczyć, że nic nie może zrobić. Zalecił dzwonić do Wojskowego Komitetu Obrony. "Tam telefon milczał".
Więcej w 50. numerze "Gościa Gdańskiego" na 19 grudnia.